RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
Beskid MakowieckiBeskid MałyGóryMały sSzlak BeskidzkiPodróże

Mały Szlak Beskidzki (MSB) – Dzień 4: Zakrzów – Chatka pod Potrójną

Punkty GOT 48 GOT
Najwyższy punkt Leskowiec, 918 /922 m n.p.m.
Szczyty na trasie: Chełm (603); Starowidz (534); Żmijowa (595); Żurawnica, Kozie Skały (715); Leskowiec (922);Potrójna (894); Madohora (910); Łamana Skała (929)
Link do mapy: https://mapa-turystyczna.pl/route/3d247

Na szlak wyruszyć czas…

Wstałam rano, gdzieś o 6tej, wszędzie cisza… ale widząc o moich odparzonych stopkach, wiedziałam ze zaniosą mnie wszędzie, tylko bardzo bardzo wolno :/

I znowu pokonałam chodniczek w lesie na terenie Ośrodka Caritas, Droga długa, tak samo jak wczoraj:) Po drodze mijam krzyż.

…a po chwili już wędruje drogą przez las, do rozdroża gdzie znowu miejsce świątobliwe na mnie czeka. Na tym rozdrożu wracam do swojego czerwonego szlaku i porzucam zielony. Szlak łatwy, przyjemny, mijam robotników leśnych, czyli znowu gdzieś będzie wycinka..

Po drodze mijam Chełm i Starowidz… Po drodze mijam też leśny cmentarz.

Po drodze mijam też zarośniętego świętego. Warto na niego popatrzeć z boku, bo wtedy widzi się go inaczej i spod bujnego zarostu można dostrzec szczegóły postaci świętego Onufrego. Ten zarost zastępował świętemu ubranie.

Figurka Świętego Onufrego jest datowana na rok 1681 lub 1564. Dość duża różnica. Sam święty Onufry to pustelnik – syn perskiego władzy. Żył na początku IV wieku, na terenie obecnego Egiptu na Pustyni Tebaidzkiej. Na Pustyni spędził 60 lat. I przez te 60 lat odwiedzał go co niedziela anioł z komunią świętą. Żywił się owocami i liśćmi (!!) Jest to święty kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej. I chociaż żył samotnie – był orędownikiem wyboru współmałżonka i potomstwa (!)

Po drodze mijam Marcówkę – tu przemiła pani wyprowadza swojego jamniczka na codzienny spacer. Na szczęście piesek ma swoje własne życie i totalnie mnie ignoruje. Jamników się nie obawiam, ale i tak nie lubię zawierać z nimi znajomości. W końcu ich zapach potem może drażnić inne stworzenia.

W Marcówce się mała kapliczka p w. Matki Bożej Niepokalanie Poczętej. Kapliczka została ufundowana przez mieszkańców wsi w 1879 roku, i potem dwu krotnie poddana remontom 1927 roku, oraz po 2000 roku. Ze drogi obok kapliczki – piękny widok.. aj! jak pięknie….

Dalsza trasa przynosi fajne widoczki.. a ja nie mogę doczekać się Zembrzyc. Chociaż z daleka chmury zapowiadają zmiany w moim życiu.

Dojście do Zembrzyc trochę zajmuje. Patrzyłam jak asfaltowa droga wije się i wije… prawie bez końca. Gdy już mi się wydawało że koniec, to okazało się ze jednak jeszcze kawałek.. Pierwotnie miałam pomysł by w Zembrzycach nocować, ale noclegownia miała już 100% obłożenia.

Zembrzyce – wybawienie.

Chyba nigdy nie pokładałam w jakieś miejscowości tyle, co w Zembrzycach. A to z dwóch powodów – liczyłam na sklep spożywczy i przede wszystkim na aptekę.


Zejście do miejscowości do obudzenie całych stad psów. Biedne nie mogły przeze mnie spać. Jeden z psów zapadł mi bardziej w pamięć To był wielki bernardyn, który skakał do góry, od niego oddzielał mnie drewniany płot. Dla tego wielkiego olbrzyma, ten płotek nie stanowiłby problemu, gdyby wiedział ze wystarczy go pacnąć łapą. W końcu właściciel zaaferowany jazgotem wyszedł przed dom, i mnie zobaczył i uspokajająco powiedział „proszę się nie martwic, on jest za ciężki by przeskoczyć przez płot”.. prawie parsknęłam śmiechem. No to fakt, jest za ciężki, ale czy nie jest za ciężki by oprzeć łapę i go przewrócić? 😉 na szczęście pies na to jeszcze nie wpadł… wiec, korzystając z tego, że właściciel jest obok, dziarskim krokiem poszłam dalej. (Tak wiem, muszę w końcu kupić gaz na psy)

Zembrzycach szybko odszukuje sklep, robię zakupy i dopytuje się o aptekę. Okazuje się ze jest tuż za rogiem. Wiec, z radością biegnę do niej.. przede mną jedna osoba. Pani chciała wykupić cała aptekę, oglądała leki, przebierała.. wymieniała. Przeraziła mnie ta ilość leków. Obym była jak najdłużej zdrowa.

W aptece dostaje tłustą maść na odparzenia dla niemowląt;) oraz jakąś maść przeciwbólową. Pani z politowaniem i jednocześnie zrozumieniem pokiwała głową. Pewnie nie byłam jedyną osobą, która zgłaszała się do niej z takimi problemami.
Pod apteką rozbijam obóz i z namaszczeniem zajmuje się swoimi stopami, ignorując ludzi którzy mnie mijają. Myślę przez chwilkę o moich znajomych i zastanawiam się czy już mnie minęli, moje: 15 minut w sklepie, 30 min w aptece, i teraz pewnie z 15 minut na pielęgnacji stóp;-) spokojnie mogli zjeść śniadanie i mnie minąć.

Po masażu maściami moje stopy dużo lepiej się czują. Wiec, ruszam dalej przez miasto. Po drodze mijam kościół i na chwilkę wchodzę od niego, lubię zwiedzać kościoły -oglądać tam zgromadzone rzeźby i obrazy. Ale tym mogę tylko popatrzeć z daleka i nie mogę pokręcić się po wnętrzu.

Przy kościele, przy ławkach biwakują wędrowcy MSB – sądząc po plecakach. Po chwili jakiś wędrujący solo mnie mija… Ale ani część, ani dzień dobry… nic.. gna dalej… I już po chwili mijam miejscowość, przechodzę przez most, tory.. i wchodzę pod górkę… Na górze kolejna figurka i kilka domów.

Przy jednym z nich pan zakłada okładzinę. Pyta się mnie czy wiem co robię, i gdzie idę. Las jest po wyrębie. Szlaki rozjechane. Cóż… muszę sama to się o tym przekonać. Poza tym czy mam jakieś inne wyjście? jeśli chce przejść cały czerwony szlak MSB?

Między Zembrzycami a Krzeszowem

Trasa między Zembrzycami a Krzeszowem jest dość prosta przyjemna – jak już się opuści rozjechany przez maszyny leśne – szlak. Potem prowadzi przez las i polany. Mija się Żmijówkę z kilkoma domami. Ogólnie bardzo przyjemny fragment.

Atrakcją na tej trasie są Kozie Skały. I tu trzeba uważać. Bo oczywiście nie skręciłam tylko poszłam dalej – zielonym szlakiem, wiec musiałam się wracać. Zielony szlak też prowadzi do Krzeszowa , ale przecież nie o to chodzi. Poza tym, rezygnacja z Kozich Skał – to rezygnacja z atrakcji na tej leniwej trasie. Zdjęcia nie pokażą ale w końcu jest jakieś ostrzejsze zejście.. coś się dzieje 😉

Krzeszów

Zejście do miejscowości mnie chwilami bawiło, a to minęłam zabawna figurkę pod domem, a to okno zabite dechą- zupełnie inaczej niż dotychczas.


Tuż przed zejściem dołącza do mnie Wędrowiec MSB. Idziemy razem, gawędzimy. On robi 55 km dziennie.. gdzie moja optymalna trasa to 30-32 km… Po chwili wszystko wiadomo. Ja staram się codziennie przebiec po parku 40-50 minut, on biega po górach i trenuje regularnie. W góry ma blisko. Ja miejski szczur uważam za duże osiągniecie ze wracam z pracy pieszo 7, 5 km nie mam szans przy takim maratończyku. Oboje korzystamy ze spożywczaka, a potem siadamy na chwilkę. Wędrowiec MSB obserwuje cały czas pogodę i mówi ze za 15 minut będzie oberwanie chmury. Wiec, postanawiamy przeczekać w niedalekiej pizzerii. Chciałam się napić dobrej herbaty. Okazało się, że moje marzenie jest zbyt wyrafinowane. Strapiona pani powiedziała ze ma tylko „minutkę”. Dostałam wrzątek do mojego kubka i wyciągnęłam saszetkę herbaty z plecaka. Pizzy nie zamawiamy, jakoś nie jestem głodna, a poza tym, myślę ze wtedy z kilku minutowej przerwy zrobi się godzina, czy półtora..

Jak obiecał, tak się stało. Wędrowiec -MSB miał absolutną racje. Lunęło, aż miło i zgodnie z czasem. Po chwili przestaje, wiec ruszamy w drogę. Korzystając z tego ze on co chwilkę sprawdza trasę, przestaje szukać oznaczeń. Po kilku minutach opuszczamy miasteczko, i idziemy ścieżką wśród zieleni, przechodzimy przez strumień.

Po drodze mijamy zabytkowe kapliczki. Dużo tych uświęconych miejsc. Fajne, że tyle czasu one stoją.

Im bliżej do Schroniska – tym więcej ludzi. Właściwie chodzą gromadkami. Podejrzewam, że ruszyli stamtąd zaraz po zakończeniu ulewy. Wtedy nie wiedziałam ze to była przerwa w ulewie. Gdy zaczyna kropić, znowu ubieram się w pelerynę, Wędrowiec-MSB pomaga mi w tym dzielnie (wierz mi moją pelerynę trudno założyć bez wygibasów i siedziska lub drugiej osoby – ale za to spełnia moje wymagania. ).

Co jakiś czas informuje mnie ile zostało do najbliższego wzniesienia, na jakiej wysokości jesteśmy, ile do Schroniska Leskowiec, gdzie on nocuje. Już mu się nie spieszy, swój dystans pokonał. Może leniwie (znaczy w moim tempie) podążać ku celowi.

Podejść jest kilka. Nie ma ostrych podejść. Szlak kamienno -piaskowy. Bardziej mi przeszkadza deszcz. Raz mniejszy, raz większy… Moje Salewy zaczynają stopniowo robić za pojemniki na wodę. Nie jest to kwestia tego żeby mi się wlała woda -bo mam stuptuty. Po prostu są szczelne. I nic się z nic nie wylewa.

Na Przełęczy Wł. Midowicza rozstajemy się z wędrowcem. On idzie spać do Schroniska PTTK Leskowiec – a ja idę dalej do Chatki pod Potrójną.

Przez chwilkę przestaje padać – wiec nie roztropnie zdejmuje pelerynę. Nie lubię chodzić w plastykowym worku.

Leskowiec

Gdy szliśmy – usłyszałam opowieść jakie są cudowne widoki na Leskowcu. Pewnie tak, ale nie mi ich było doświadczyć. Przez chwilkę jeszcze nie padało, ale po chwili znów zaczęło mżyć. Wiec, korzystając z infrastruktury na tym szczycie, zakładam ponownie pelerynę i już jej nie ściągnę do końca dnia.

Gdy schodzę z Leskowca – zaczyna mżawka zamieniać się w poważny deszcz, a on w ulewę. Z czasem przestaje zwracać uwagę gdzie stawiam stopę. Jakie ma to znaczenie – skoro w środku jest zwyczajnie mokro i woda przelewa mi się między palcami. W sumie nie wiele pamiętam z tego przejścia, prócz tego ze byłam zła na siebie, że zamiast gdzie nie gdzie wylegiwałam się i podziwiałam widoki, powinnam gnać.. byłam zmęczona i miałam mokro w butach.. marzyłam o tym by ten dzień w końcu się skończył.
Gdy schodzę z Leskowca – zaczyna mżawka zamieniać się w poważny deszcz, a on w ulewę. Z czasem przestaje zwracać uwagę gdzie stawiam stopę. Jakie ma to znaczenie – skoro w środku jest zwyczajnie mokro i woda przelewa mi się między palcami. W sumie nie wiele pamiętam z tego przejścia, prócz tego ze byłam zła na siebie, że zamiast gdzie nie gdzie wylegiwałam się i podziwiałam widoki, powinnam gnać.. byłam zmęczona i miałam mokro w butach.. marzyłam o tym by ten dzień w końcu się skończył.
Zdjęć w deszczu praktycznie nie robiłam, a te które zrobiłam – są zamazane i nic nie widać, a szkoda.. bo po czasie fajnie powspominać tą ulewę. Oczywiście po czasie;-) jak już stopy wyschną i się siedzi w fotelu pod oknem.

Nocleg z psem ludożercom

Gdy docieram do Chatki pod Potrójnej jest już ciemno i nadal mokrawo. Pod wiatką przy Chatce – jakaś grupa. Ale na „cześć” nie doczekałam się odpowiedzi, chociaż głowy się odwróciły. Cóż…


Udałam się do głównej chatki, ale tam dowiedziałam się, ze nie ma miejsc i muszę iść do „stodółki”, pan który mnie przywitał – jeszcze zapytał się czy jestem głodna, bo co prawda jest późno, ale… nie chcąc robić kłopotu – podziękowałam. Mam jakiś prowiant. A inna sprawa, ze marzyło mi się zdjęcie butów. Ludzie mają różne marzenia, ja marzyłam o zdjęciu butów, zdjęciu mokrych skarpet.. a dopiero potem na końcu, o jedzeniu.

W chatce wita mnie Marcin – zarządzający chatką, poza nim był Marcin-Wędrowiec, a przy stole siedziała jakąś pani z dwójką dzieci oraz psem – pod stołem. Uznałam że trzeba łamać lęki i trzeba przywitać się z psem, skoro mam z nim spędzić noc. Gdy zapytałam się właścicielki, czy mogę się z psem przywitać – usłyszałam, ze nie.. że pies nie lubi. Rany, jak mnie to ucieszyło. Pies siedział pod stołem, na smyczy.
Po jakimś czasie przybył kolejny wędrowiec – Marcin z którym szłam poprzedniego dnia. Mnie rozbawiło, ze nie muszę imion zapamiętywać, bo wszyscy panowie mają na imię Marcin. Fajne prawda?;-) Po chwili rozmawialiśmy o górach i o tym, kto śpi gdzie…


Pani zabrała swoje pociechy i psa i poszła na górę, na pięterko gdzie mieliśmy wszyscy spać. Po chwili Marcin-Wędrowiec udał się na górę, i po chwili usłyszeliśmy to czego się nie da od-słyszeć. Pies, który nawet mnie ignorował – zamienił się w bestie. Marcin-Wędrowiec szybko wrócił do nas na dół. Marcin-Zarządzający bardzo się przejął tą sytuacja. Bo gdyby wiedział, że pies że agresywny, odmówił by noclegu… po jakimś czasie Marcin-Wędrowiec znowu poszedł na górę, historia się powtórzyła. Skończyło się tym, ze ja po prostu, odmówiłam spania na pięterku na jednym poziomie z psem ludożercom, i poszłam spać na kanapie w stołowym przy kominku. Mimo ze to nie mnie tym razem atakował pies, to jednak nie chciałam się narażać na dodatkowy stres. Marcin-Zarządzający bardzo się przejął ta sytuacją. Nie był temu winny, ale widać się tym gryzł… Proponował, żebym spała w jego łóżku, a on przyjdzie na kanapę, ale – jego spanie było też na poziomie z psem-ludożercom.

Niestety zapomniałam w tym dniu o praniu o suszeniu skarpetek, to tez rano się zmartwiłam, odkryciem. Na szczęście była jeszcze jedna zapasowa para:) Dobrze, że buty wysuszyłam;-)

Następnego dnia Marcin-Wędrowiec, wstał pewnie o 4-tej by zakończyć szlak o 15tej w Straconce. A ja wstałam o 6tej.. Niestety panowie wczoraj gdzieś ukryli zapałki, wiec poranek bez kawy.. Bez kawy w chatce pod Potrójną, ale za to kawałek dalej, pyszna kawa i pyszna szarotka w doborowym towarzystwie Pani Ani.


Przydatne informacje.

Zembrzyce – możliwe noclegi, są sklepy, oraz apteka!

Noclegi na tym odcinku MSB:

Zakrzów – Ośrodek Caritasu – https://zakrzow.caritas.pl/
Zembrzyce – Ośrodek Totus Touus – https://totus-tuus.com.pl/
Chatka pod Potrójną- https://www.facebook.com/Chatka.pod.Potrojna (i tu spałam w stodółce)
Chatka na Potrójnej – http://chatka-potrojna.manifo.com/
Schronisko PTTK Leskowiec – https://leskowiec.pttk.pl/


Zobacz moje przejście całego Małego Szlaki Beskidzkiego (MSB):