Bieszczady: Wierszek Jeleni (1271) – Rozsypaniec (1280) – Halicz (1333) – Kopa Bukowska (1320)
Zimowe przejście szlaku, który przeszłam m.in w czerwcu i TUTAJ znajduje się jego opis. Chociaż tym razem nie odwiedziłam Tarnicy 😉
Moja trasa: Wołostate – Przełęcz Bukowska – Kopa Bukowska – Rozsypaniec – Halicz – Wołosate
GOT: 28
Tysięczniki Bieszczadów: Wierszek Jeleni (1271) – Rozsypaniec (1280) – Halicz (1333) – Kopa Bukowska (1320)
Korona Bieszczadów: Halicz (1333)
Dystans: 18.2 km
Szacowany czas: 5:55 h
link do trasy: https://mapa-turystyczna.pl/route/3npwp
Poranek mroźny, w drodze do Wołosatego na asfalcie zero śniegu. Mam nadzieję, ze biało będzie za to u góry, jak dzień wcześniej na Wielkiej Rawce.
Parking w Wołosatym, za sklepem z szyldem „Ostatni na szlaku” otarty, kilka autek już stoi. Pan z obsługi gdy widzi auto, wychodzi z ciepłych pomieszczeń i inkasuje opłatę. Wiec, potem już zostaje ruszyć drogą do Przełęczy Bukowskiej.
Początek szlaku: Wołosate – Przełęcz Bukowska
Odcinek Wołosate – Przełęcz Bukowska to niecałe 8 km i mapy turystyczne podają, że droga powinna zająć ok 2,5 godziny. Ale to w sezonie letnim. Na trasę ruszam o 8:30 do przełęczy docieram ok 11:40 – czyli 3 godziny. Nie jest źle.. chociaż odczuwam to tak jak bym przeszła 4 x dłużą trasę. Ale po kolei 🙂
Tego odcinka drogi nie lubię nawet latem, chyba że idę bardzo bardzo wcześnie i jest okazja by zobaczyć jakąś sarnę (chociaż to oznacza, że może moja droga przeciąć się z dużym brązowym ssakiem – którego już nie koniecznie chcę spotkać). Owszem przez jakiś czas można podziwiać Tarnicę, mija się cerkwisko i miejsce dawnego wejścia na szlak, które jest teraz strzeżone przez porzuconą budkę pobierania opłat za wejście do Parki Narodowego. Przez chwilkę próbowałam odszukać miejsce gdzie stała dawna studia – która jest widoczna na blaszce Korony Bieszczadów – ale widzę jej. Nie wiem, czy przestała istnieć czy też zlewa się z otoczeniem i po prostu jej nie dostrzegam. Zejść z drogi nie zejdę by sprawdzić czy jeszcze istnieje, bo wokół pojawiły się rozlewiska.
Po wyjściu z Wołosatego tym razem tym razem prawie nie widać i nie czuć asfaltu z kamieniami pod stopami. Na początku lód a potem śnieg. Nogi się ślizgają albo zapadają. Na początku jest lód, potem jest taki sypki śnieg… aż w końcu potem jest gruba pokrywa śniegu na drodze, ale na nią trzeba uważać. Od czasu do czasu, śnieg się zapada i można zapaść się po kolano. Utrudnia to wędrówkę. Chociaż nadaje też „smaczku” wędrówce.
Zaskakujące jest to, że nie ma właściwie śladów zwierząt. Tylko w dwóch miejscach są ślady wilków, ale nie ma śladów kopytnych. To mnie bardzo zastanawia, może nie mają tu miejsc gdzie można zleźć żywność, wiec zimą omijają tą trasę?
Przełęcz Bukowska
Na Przełączy Bukowskiej znajduje się zasypana toaleta, wiata a kawałek dalej.. bardzo fajny punkt widokowy. Niestety tym razem słonko gdzieś się ukryło i zrobiło się bardzo ponuro.
W wiacie zakładam stuptuty – bo już widać, ze szlak jest cudownie biały i można się spodziewać śniegu po kolana, a moje leginsy nie są wodoodporne 😉 wiec trzeba się zabezpieczyć.
Przełęcz Bukowska – Halicz
Od przełęczy droga prowadzi do góry, latem droga prowadzi przy poręczy. Tym razem szlak jest wyznaczany przez czerwone słupki. Poręcze są najczęściej zasypane przez śnieg, a i słupki też czasami wystają tylko na kilka centymetrów i podejrzewam, że niektórych wcale nie widać. Ale to już dalej.. przy samym wejściu jeszcze słupek o pięknym numerze 001 – można podziwiać prawie w całości. 😉
To co potem cudownie zaskakuje to zlewanie się gór z niebie. Prawie nie wiadomo gdzie góra a gdzie niebo. Zachwyca mnie to że po jednej stronie góry – jest biało, po drugiej śnieg jest tylko symbolicznie. Piękną mam zimę w Bieszczadach.
Na Rozsypańcu zaskakuje mnie tabliczka z nazwa szczytu. Nie pamiętam, żeby była ta tabliczka podczas mojego poprzedniego pobytu.
Droga na Halicz tym razem jest skrócona – ze względu na to że na Przełęczy prof. Stanisława Leszczynskiego (nazwa nieoficjalna) jest sporo śniegu, wiec nie schodzi się w dół 😉 po którym trzeba ponownie wchodzić.
Halicz
Na Haliczu wieje. wiec nie ma okoliczności pozwalającej na wyjęcie termosu z plecaka. Mało tego rurka prowadząca wodę z bidonu – zamarzała wiec, wody tez nie ma… Wczoraj było słońce i takiej niespodzianki nie było. Trzeba będzie nabyć jakieś osłonki na rurkę 😉
Na Haliczu na metalowym krzyżu są malownicze „igiełki”. jest pięknie chociaż wieje tak że trzeba szybko schodzić 🙂
Halicz – Przełęcz GOPR
Kawałek za Haliczem – elegancko i w sposób kontrolowany ląduje na pupie. Zmotywowało mnie to do założenia raczków. Wcześniej, nie było sensu, ale po tej stronie Halicza -kamienie są oblodzone, a wiatr wygrywa melodyjki na moich teleskopowych kijkach. Przydało by się jakieś osłonięte miejsce by coś zjeść, ale.. wieje.. wieje:) trzeba przegryźć energetyk i iść dalej:)
Powinnam widzieć Tarnicę, ale w oddali widać tylko biel. Po drodze mijam złamany kijek.. efekt wiatru czy patoturystyki?
Im bliżej Tarnicy tym więcej widać wędrowców, część z nich idzie z Mucznego, przez Bukowe Berdo. Niestety też widać porzucone skórki po bananach. Eh!!!!
Przełęcz GOPR – Przełęcz pod Tarnicą
Słupek przy Przełęczy GOPR – w połowie zasypany, ławeczki która tutaj jest nie widać zupełnie.
Chwilami maiłam wrażenie że droga na przełęcz pod Tarnicą prowadzi trochę inaczej. Ale może to złudzenie.
W niektórych miejscach zima walczy z wiosną, i odsłania miejsca gdzie rośliny zaczynają się rozwijać. Niezwykła jest ta siła roślin.
Na Przełęczy pod Tarnicą – jest kilka osób. Większość osób spożywa posiłek. W końcu jest to miejsce trochę osłonięte i głowy nie urywa:) I część ławeczek słońce wydobyło już spod śniegu. Ale tylko część.
Przez chwilkę kusi wejście na Tarnicę, ale… wieje..i nie wiele widać co chwilkę… A wchodzenie by po prostu zaliczyć szczyt nie pociąga mnie. W końcu wszystko wskazuje, że w tym roku latem przez chwilkę znów będę wędrowała Bieszczadzkimi szlakami..
Wiec, czas na zejście do Wołosatego i tu niespodzianka.. po tej stronie Tarnicy jest słonko!
Przełęcz pod Tarnicą – Wołosate
Zejście po schodkach „progach antyerozyjnych” idzie szybko.. Ale szlak po wejściu do lasu – to lodowisko.. Mi włącza się lęk przed pośliźnięciem i zleceniem w dół… niby mam raczki, ale.. Wiec, bardzo powoli schodzę, na dole ludzie komentują eh.. znowu ktoś w adidaskach:p hehe.. nie w adidaskach, z raczkami, w porządnych butach, i kijkami.. tylko z chwilowym panicznym lękiem przed pośliźnięciem 😉 no cóż. nie zawsze muszę schodzić elegancko:p ważne ze skutecznie i z całymi kośćmi i wszystkimi zębami. Wiec, fragmencik w lesie schodzę powolutku i ostrożnie 😉
A potem już trasa prowadzi przez las i jest pięknie.. i tylko wejścia na Tarnicę żal 😉 eh…
.. i im niżej tym mniej śniegu..
Cerkwisko
Po drodze mija się miejsce gdzie dawniej stała cerkiew pw. Wielkiego Męczennika Dymitra. Drewniana cerkiew była wybudowana w 1837 roku. Cerkiew była wybudowana w stylu bojkowskiem z dachem namiotowym, była drewniana na kamiennej z podmurówką. Wokół cerkwi znajdował znajdował się cmentarz o powierzchni 0,18 ha.
W latach 1946-1947 gdy wysiedlono mieszkańców Wołosatego (przed II wojną miejscowość zamieszkiwało ok 1200 mieszkańców), cerkiew została spalona a cmentarz zdewastowany.
Po 1991 roku cmentarz został odnowiony i dzisiaj możemy wędrować wśród pozostałości cmentarza i nagrobków. A w miejscu gdzie stała cerkiew – jest sybolicznie drewniany zadaszony ołtarz.
A na koniec…
Na koniec niespodzianka .. jest tablica GSB której w ubiegłym roku nie było. Co prawda miejsce jej postawienia jest dziwne.. bo nie na początku szlaku czyli przy sklepie z szyldem „Ostatni na szlaku”, tylko przy punkcie pobierania opłat i na niebieskim szlaku, a nie na czerwonym… Ale cóż:) ważne że jest. 😉
Więc, uwieczniam ten symboliczny koniec mojej ubiegłorocznej wędrówki.