Pałac w Świerczynie
O tym, ze by obejrzeć ten pałac już dawno sobie wymarzyłam. Ale czasami od marzeń do realizacji musi sporo czasu minąć.
Do pałacu w Świerczynie, przejeżdża się przez relikt dawnej bramy. Został tylko jeden słupek, a potem prowadzi nas już szeroka dworska droga, aż pod same drzwi.
.
Przy drzwiach – obecni mieszkańcy. Na szczęście nie mają nic przeciwko bym się pokręciła po okolicy, porobiła zdjęcia.
Jest dobrze, a wręcz bardzo dobrze bo po chwili Klaudia, która spotykam pod pałacem, dzieli się informacją, że jest w posiadaniu obrazka pokazującego jak pałac wyglądał w czasach świetności. Klaudia jak się okazało nie mieszkał w pałacu, ale przyszła w odwiedziny do babci. I chwilka moment, zakręciła się podeszła do mieszkanki pałacu, pożyczyła rower.. i fruu.. do swojego domu i za moment wróciła z obrazkiem. Bardzo to miłe. Zresztą Klaudia potowarzyszyła mi w dalszej wędrówce wokół pałacu i do jeziora, co było ciekawym doświadczaniem. Klaudio – dziękuję Ci za poświęcony czas i towarzystwo. To było naprawdę miłe z Twojej strony. Bardzo dziękuję! Właśnie dzięki takim osobom, zwiedzanie jest fajne. Bo przecież nie chodzi tylko o zabytki.
Pałac w Świerczynie ma ciekawą historię i interesujących byłych mieszkańców. Wśród byłych mieszkańców można wymienić chociażby Mirosława Ikonowicza – autora książki „Zawód korespondent”, dziennikarza PAP, a prywatne był tatą znanej wszystkim Magdy Gessler. Chyba wiem, skąd ma Magda Gessler talent kulinarny;-) po tatusiu który w Świerczyńskim pałacu kotlety mielone robił… 😉 ale o tym poniżej.
Trochę historii
Od połowy XV wieku dobra Świerczyńskie były własnością Dobiesława z Borucina. A później Świerczyńskich. Kolejni właściciele to Ostrowscy, i Kobielniccy
Potem majątek był w rękach Trzebuchowskich, później Bogatków. A później Pobóg-Górskich.Tak wiec, majątek przechodził z rąk do rąk.
Pałac był zbudowany w latach 1850-56 przez Józefę Pobóg-Górską, która zmarła w 1899 roku.
Swoja drogą, ciekawa sprawa jest z datą budowy – bo kamień fundacyjny wskazuje na inną datę, niż mówi „internet”.
Majątek później przeszedł w ręce Anny i Michała Pobóg-Górskich. A potem wiadomo, wojna i własność Skarbu Państwa. Przez pewnie czas w pałacu działała przychodnia lekarska z izbą porodową. Potem w latach 80-tych XX wieku został wybudowany ośrodek zdrowia w Topólce, wiec przychodnia została zlikwidowana.
W pałacu zostali zakwaterowani okoliczni mieszkańcy.
A tak pobyt wspomina tata Magdy Gessler….
Mirosław Ikonowicz tak wspomniał swój pobyt w Świerczynie po wojnie:
Po miesiącu lądujemy w Świerczynie, na Kujawach, w pięknym piętrowym pałacu z klasycznym portalem, należącym do dalekiego kuzyna, hrabiego Wysłoucha, który oddaje go nam do dyspozycji niemal w całości, bo sam po parcelacji majątki wynosi się do miasta. Zostawia nam pod opieką resztówkę z pałacem i parkiem pełnym starodrzewu oraz jeziorem. Po dwóch tygodniach jazdy w bydlęcym wagonie i krótkim pobycie w „kołchozie” na Nowogrodzkiej zapowiada się rajskie życie. Ale w transporcie repatriacyjnym była choć gorąca prażucha, a w pałacu, po zjedzeniu skromnych zapasów ziemniaków i płatków owsianych zostawionych przez rodzinę hrabiego, zrobiło się głodno. Chodzę z kromka suchego chleba na strych, gdzie była wędzarnia i jadam ten chlebek pod zapach, który pozostał po szlachetnych wędlinach w drewnianych wiązach dachu. (…)
Im dieta skromniejsza, tym życie towarzyskie robi się bogatsze. (…) Codziennie pływaj po jeziorze jedyną ocalałą z parcelacji majątku łódką (…)
Na kolacje niesłodzona herbatka z suszonych poziomek i dla każdego po dwa małe ziemniaczane placuszki, które smażyła mama. (…)
W jeziorze są ryby, czasami udaje się złowić na zostawioną przez hrabiego bambusowa wędkę karasia lub płotkę(…)
Rano matka budzi mnie dobrą wiadomością: Ojciec jednego ucznia przyniósł pięciokilowy kawał wieprzowiny. Będzie uczta! Postanowione, że robimy mielone kotlety! Ucieszyłem się jak dziecko.
– Właśnie ty zrobisz, Mireczku, bo ja biegnę z Tereska pomoc przy porodzie.(…) jednak doświadczenie w kotletach miałem ja, wiec chętnie się zgodziłem.
Kuchnia w Świerczyńskim pałacu była jak za czasów Ćwierciakiewiczowej, która swe słynne przepisy kulinarne zaczynała „wziąć sześć dziewek, dwie kopy jaj…” Ogromny piec z białych kafli z wpuszczonym w płytę kuchenną żeliwnym zbiornikiem do grzania wody, mieszczącym cztery wiadra, długi na trzy metry stół, przy którym pewnie mogło miesić ciasto owe sześć dziewek. Najnowocześniejszym urządzeniem w pałacowej kuchni była specjalna, wiśniowa szafka na ścianie z dzwonami na służbę. Dziesięć biało-niebieskich, okrągłych przycisków z porcelany z Delft z numerami pokoi gościnnych na piętrze i wielkiej sypialni rodziców opatrzonej numerem jeden. Gdy nad danym przyciskiem zapalała się lampka i rozlegał dzwonek, sam przycisk wyskakiwał i trzeba go było z powrotem wcisnąć, żeby przestało dzwonić. Urządzenie nadal świetnie działało, moje kuzyneczki lubiły się tym bawić i przyzywać pokojówkę, tylko że służby dawno nie było. I nie było porannej kawy, żeby zanosić ją do pokojów na tacy.(…)
Wziąłem się z ochotą do roboty. Kroje mięso, a ono zaczyna się ruszać. W środku mnóstwo białych, tłustych robaków. Nie śmierdzi, ale się rusza. Pierwszym moim odruchem było wynieść szybko na dziedziniec i psom rzucić.
Tymczasem słyszę z jadalni pałacowej, oddzielonej od kuchni korytarzem jakiś gwar. Zaglądam, a towarzystwo w oczekiwaniu na zapowiedziane smakowitości zaczyna właśnie rozsiadać się już przy stole nakrytym białym obrusem. (…) szybko policzyłem: jedenaście głodnych gąb do nakarmienia. (…)
Nie mogłem tylu głodnym ludziom zrobić zawodu. Najpierw próbowałem wyrzucać robaki, ale się nie dało. Z mięsa trzy krotnie zmielonego z cebulą wyszły dwa ogromne półmiski, po cztery mielone na głowę, jeszcze zostało na kolacje. Wszyscy bardzo chwalili. W końcu – pomyślałem – i to białko, i to białko. Koko się trochę krzywił, że za dużo majeranku Ale on zdążył przyzwyczaić się do lekkiej włoskiej kuchni. (…)
Wyżywienie nam się poprawiło, odkąd po raz pierwszy w pałacu pojawiło się wojsko (…).
Odkąd w sobotę oddział zjawił się u nas, w Świerczynie, po raz pierwszy zaczęły się bale. No może bardziej potańcówki w wielkiej sali balowej pałacu.
Park i jezioro
Kiedyś przy pałacu był park, niestety został wykarczowany i teraz są tylko jego relikty.
Klaudia zaprowadziła mnie do jeziora. I powiem, szczerze i uczciwie, że gdyby nie to że miałam przewodniczkę, to bym nigdy nie doszła do tafli wody. To było ciekawe doświadczenie. Ponieważ teren wokół jeziora jest bardzo bagnisty, mieszkańcy zrobili sobie „przejście” wg swoich umiejętności i posiadanych rzeczy. I przejście do tafli wody polega na tym, ze trzeba przeskakiwać z jednego elementu „kładki” na drugi, zanim się on zanurzy. Ponoć jak kiedyś któryś z sąsiadów wpadł do bagniska, to ciężko było go wyciągnąć, trzeba było zaangażować kilka osób, bo bagno go wciągało.. i tak teraz wciąga tą prowizoryczna kładkę. hyc .. hyc.. zanim bagno pochłonie..
Jezioro ma prywatnego właściciela, który pozwala mieszkańcom pałacu na łowienie ryb, ale nie z łódki, tylko z wędki. W jedno popołudnie można spokojnie złowić i 10 kg.
Przydatne informacje
Pałac w Świerczynie
Świerczyn
gmina Topólka
woj. kujawsko-pomorskie
lokalizacja: 52°31’24.5″N 18°43’11.0″E