RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
BagnaBiebrzański Park NarodowyParki & RezerwatyPodlaskie

Biebrzański Park Narodowy – podejście numer 2 :-)

Plany na weekend były inne, ale są rzeczy na które nie mam wpływu. Wiec, jeszcze wieczorem myślałam a może do Bolimowskiego Parku pojechać.. Ale obudziłam się w sobotę o 4-tej i taka myśl przebiegła.. a jak by tak nad Biebrzę pojechać.  Nad Biebrzą byłam wiosna, ale źle ten wyjazd kojarzę, bo raz ze miałam próbę włamania do auta, a tydzień później już włamanie i zniszczenie, a dwa że pogoda była okrutna i wichura drzewa wyrywała i dachy przenosiła na inne miejsca, wiec owszem byłam, ale jakoś mocno nie zakosztowałam pobytu. Wiec, świt obudził mnie myślą „a może by poranną kawę wypić nad Biebrzą, zjeść śniadanie…z widokiem na rozlewiska…”.

Długo nie myślałam, wrzuciłam parę klamotów (z myślą o noclegu pod namiotem „gdzieś będzie pole namiotowe”), i mapę do autka i siuuu.. zanim miasto wstanie i wyjazd będzie dłuższy… i jeszcze rzut okiem na prognozę „etam.. jakieś przelotne opady.. i tylko od 11 do 13-tej, to akurat na przerwę na obiad i drzemkę;-)

Droga była szybka, bo pusta, wszyscy jeszcze spali. Chłopcy radarowcy też :p I tak zaczęła się moja przygoda..

Bagno Ławki  i ścieżka „Długa Luka”

Przyjechałam, wzięłam sobie kubek z kawą, i kanapki.. i poszłam na śniadanie… przede mną rozciągała się przepiękna i długa bo 40 metrowa drewniana kładka, czyli ścieżka „Długa Luka”. Ścieżka kończy się pomostem obserwacyjnym, wiec idealnym na to by spożyć tam śniadanie. I okazało się, ze pomysł fajny, ale zjedzenie przeze mnie śniadania jest niemożliwe. Bo to ja stałam się śniadaniem 😉 mlasku mlasku..

Słowo Ławki – jest pochodzenia bałtyjskiego, a Laukas (litewski), lauk (pruski) oznacza pole uprane lub inne miejsce na którym nie rośnie las. Wiec, jest duża szansa ze to miejsce istniało już w średniowieczu.

Bagno Ławki to bardzo fajny rozległy teren (10 000ha!). Kiedyś były tu koszone łąki, ale koszenie tego terenu zostało zaprzestane i łąki oraz pola zamieniły się w ugory. Dzięki temu pięknie zarosły i zaczęły być idealnym miejscem dla zwierząt i ptaków. Można tu ponoć spotkać wodniczkę, bataliona (oj, tego bym chciała zobaczyć i to bardzo), sowę błotną, orlika grubodziobego, rycyka. Z roślinek można tu zobaczyć storczyka – kukułę krwistą (dwa kolory), bobrka trójlistkowego, kmieć błotna etc

Ciekawostką jest to, że do 2016 roku odbywał się tu turniej sianokosów, teraz ta zabawa została przeniesiona do innej części Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Więc przeszłam do końca kładką wśród zarośniętych bagien, dość żwawo, nie będę ukrywać, Potem szybkie rozejrzenie się, kilka zdjęć i równie żwawy powrót.. i szybko, ale to biegusiem do autka. Kawa w kubku nie ruszona, poczeka pomyślałam, zaraz będzie fajna wieża widokowa i tam zjem śniadanie. W Internecie przeczytałam ze przejście tej trasy zajmuje od 15 minut, do godziny i dłużej.. ciekawe.. bardzo ciekawe… ; )

Zjedzenie śniadania na wieży też okazało się misją „imposible”. Ilość owadów jaka była i atakowała mnie zaciekle, przekraczała wszelkie normy. To nic, że tym razem wyjęłam ze szpargałów płyn który miał odstraszać. One nie czytają etykiet.. i nic to ze ubranie jest mokre od płynu.. one chcą swoje śniadanko i basta! a skoro przyjechało świeże mięsko, to trzeba skorzystać. Wiec, kawka i kanapki zostały spożyte mało romantycznie – w aucie na skraju drogi, ale za to jakiej drogi! Łosiostrady;-) czyli Carskiej Drogi.

Z wieży widokowej niestety nie dostrzegłam żadnego zwierzątka. Ani jednego łosia, nawet sarenki czy zająca. Ale z pewnością gdzieś były, tylko ukryły się przed tymi wszystkimi owadami.

Grobla Honczarowska

Kolejna odnoga od Carskiej Drogi to Grobla Honczarowska. Fajna ścieżka o długości 3,6 km, ale nie da rady zrobić pętelki, i trzeba wracać po swoich śladach. Ale to nic. Warto. Trasa prowadzi groblą przez Bagno Ławki . Ścieżka kończy się przy Batalionowej Łące, gdzie można spotkać czajkę, kszyka i rycyka, wodniczkę.

Mnie ta ścieżka ujęła ilością motyli. Tyle i tak pięknych to już dawno nie widziałam. Przypomniało mi to wizytę na Rodos w parku z motylami. Tyle, ze tam były leniwe i siedziały na drzewach, a tu buszowały wśród kwiatów i czasami pozwalały na to bym podeszła do nich blisko. Mam chyba z ponad setkę zdjęć, bo każdy wydawał mi się piękniejszy od poprzedniego. Poza motylami miałam moje ulubione kaliny, które jeszcze nie są ogniste czerwone, ale już za chwileczkę, już za momencik będą. Jak kiedyś będę miała swój domek, to obok niego będzie krzak kaliny.

Kiedy robiłam zdjęcie, telefon poinformował mnie o komentarzu znajomego, który się cieszył że w Warszawie, pada. Odpisałam że u mnie nie, załączyłam zdjęcie motylka i w tym momencie zaczął kropić deszcz. Miało to ten plus, ze nagle wszystkie owady gryzące znikneły. Momentalnie odetchnęłam i zaczęłam się już cieszyć … gdy lunęło. Przebiegłam ostatni kawałek powrotnej trasy, wsiadłam do auta i przejechałam kawałek na parking, by przeczekać oberwanie chmury i odbyć drzemkę. Tylko, ze ten deszcz był za szybko!!! nie zgodnie z planem. Do 11-tej było jeszcze sporo czasu. Gdy parkowałam auto, miałam cały parking dla siebie, gdy się na chwilkę przebudziłam – obok mnie stały inne auta i wszyscy drzemali, pod wiatą ukryli się rowerzyści. I tyle było z mojego zwiedzania. 😉

Aha na trasie znajduje się wiata… ale chwilowo nie jest dostępna:(

i po dłuższej drzemce, gdy ulewa zamienila się w deszcz postanowiłam przejechać się trasą, która poprzednio się nie udało, bo była zalana i była ogromna wichura, ze ciężko było prowadzić.

Droga z Dolistowa do Wilczej Góry

Gdy podczas poprzedniego pobytu zobaczyłam tą trasę, obiecałam sobie że kiedyś ją przejadę. Trasa prowadzi przez rozlewiska. Po jednej strony i po drugiej zielono, i po boku wije się rzeka. Pięknie i malowniczo. Niestety tym razem tez nie przejechałam. Deszcz cały czas lał, a miał być przelotny deszczyk. Za szybą auta, malownicze obrazki, nieco rozmazane niczym na obrazach impresjonistów, ale piękne. I białe czaple wpatrzone w rzekę. Po prostu bajka.

Na początku trasy, przejeżdża się przez mostek wyłożony drewnem, co ma swój urok. A potem jest już piaskowa droga. Niestety deszcz spowodował, że stały olbrzymie kałuże. Przez niektóre przejechałam. Gdzieś w połowie drogi z naprzeciwka wyjechał rowerzysta. Chapeau bas. Ja gdyby nie białe czaple bym z auta nie wysiadała. A on na rowerku obłożonym sprzętem kempingowym mozolnie pokonywał drogę. Chwilkę pogadaliśmy, powiedział ze dalej przez drogę woda się przelewa, zrobiliśmy sobie zdjęcia i pojechał dalej.

A ja popatrzyłam na swoje cudeńko.. czy nadaje się na łajbę.. ale uznałam ze w tym roku już dość ucierpiało, włamanie, gradobicie w Bieszczadach… wystarczy. Trasę przejadę następnym razem. Potem oczywiście żałowałam, ale… bez zasięgu, to ja nawet pomocy nie wezwę, a ludzi nie widać… droga poczeka.. przecież do trzech razy sztuka!! cykor? czy rozsądek?;-)

Na rzece – kajakarze… mokro z góry, mokro w środku i mokro wokół. No przecież miały być tylko przelotne opady 😉

W związku z tym, że nic nie wskazywało na to, że przestanie padać, a już byłam „tak blisko” trójstyku…postanowiłam zrobić sobie wycieczkę. Ale to opowieść na inną okazje.

na koniec dnia wróciłam jeszcze nad Biebrze.

Ścieżka „wokół fortu IV Twierdzy Ossowiec”

Bardzo fajna ścieżka leśna. Jest przy niej parking (to tu drzemałam czekając aż przestanie padać), są wiatki, jest gdzie zjeść posiłek (o ile się ma go ze sobą). Ścieżka ma około 4,6 km. Nie wątpliwą atrakcja tej ścieżki jest to, ze prowadzi wśród pozostałości wybudowanej w latach 1882 – 1914 przez cara Mikołaja II twierdzy Osowiec.

Ścieżka pokrywa się w dużej części z wyznaczona trasą do biegania. Fajna sprawa. Trasa ścieżki jest urozmaicona bo jest i trochę płasko, i trochę małych górek, są jakieś kładki oraz poręcze. I przede wszystkim łatwo się zorientować, gdzie coś ciekawego trzeba wypatrzeć wśród zieleni, bo są słupki z numerkami. Numerków jest 15. Co kryją? I tu z pomocą przyszło mi zdjęcie, które zrobiłam tablicy informacyjnej zanim wkroczyłam do lasu. Bardzo ciekawe są ruiny dawnej prochowni Fort został zniszczony w 1915 roku, potem kolejne zniszczenia były wynikiem II wojny światowej, a kolejne lata też nie były łaskawe. Resztki fortu przyroda wzięła w swoje posiadanie.

Warto tu będzie wrócić, ale o wcześniejszej porze. Bo znowu wychodziłam z lasu z czołówka na głowie. Co prawda w pewnym momencie gdy szarzało, miałam nadzieję, ze jakiś łoś wyjdzie na przeciw, ale nie.. nawet wilk się nie pojawił. Dopiero gdy wracałam do domu, na drogę wbiegł mi bóbr.. to chyba był bóbr;-) błysnął oczkami i wrócił do lasu.

Łosie

Hymn.. trudna sprawa. Tyle ostrzeżeń o łosiach i tyle czytałam o nich, że ich jest tak dużo. A ja znowu nie zobaczyłam łosia. To jakaś legenda niczym o Loch Ness. nie chce go zobaczyć na drodze, przed maska auta. Chciałabym zobaczyć gdzieś na łące, bagnie czy w lesie. Ale jakoś ciągle mnie to omija, W Kampinosie mi się to nie udało, i tu też. Czy łosie na pewno istnieją? 😉

Moja kolekcja zdjęć plakatów namawiających do „niesmiecenia” powiększyła o plakat z łosiem:)

Czy wrócę do krainy krwiopijców?

Jasne że tak. teraz to prawie z rozczuleniem wspominam chwile, gdy ja tu motylka chce uwiecznić, i czuje jak wbija mi się zębiskami giez i przez moment mam taką myśl wytrzymam,, bo ten motyl jest taki wyjątkowy… Ale czas pokazał, ze mam mało zdjęć nieporuszonych. Chyba krwiopijce wygrały.

Gdybyście wybierali się tu o porze roku, gdy latają krwiopijcze komarzyce i gzy to zaopatrzcie się w grube ubrania. Ja doliczyłam się 47 ugryzień, potem przestałam liczyć. 😉 środki na komary nie odstraszały ich. A na gzy nie ma lekarstwa;-) i odstraszaczy – trzeba grube ubranie – mi pomógł plastikowy płaszczyk przeciwdeszczowy. Ale tam gdzie płaszczyk się kończy, tam zaczyna się wyżerka dla owadów. Mlask.. mlask.. smacznego!

To nic że znowu pogoda mi nie dopisała. Następnym razem będzie lepiej. Przecież już było lepiej, niż poprzednim razem. Konary drzew nie spadały na drogę jak poprzednio.

To nic, że większość zdjęć nadaje się do skasowania bo albo są poruszone, albo zamazane bo deszcz… to nic:)

…. i tak tu wrócę;-) Kolejne miejsce gdzie chciałabym zamieszkać:) mimo że nie ma łosi, a są gzy:-)

Przydatne informacje:

– dojazd Carska Drogą (czyli łosiostradą),
– obowiązuje zakup biletu do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Można je kupić na stronie: https://biebrza.eparki.pl/