RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
BieszczadyBieszczady - szlakiDiadem Polskich GórGóryKorona BieszczadPodróżeTysieczniki Bieszczadow

Kremenaros/Krzemieniec (1221) – Wielka Rawka (1304) – Mała Rawka (1272) – Połonina Caryńska (1297)

Moja trasa: Ustrzyki Górne – Wielka Rawka – Kremenaros/Krzemieniec – Wielka Rawka – Mała Rawka – Połonina Caryńska – Ustrzyki Górne.
GOT: 36
Tysięczniki Bieszczadów: Wielka Rawka (1304) – Kremenaros/Krzemieniec (1221) – Wielka Rawka (1304) – Mała Rawka (1272) – Połonina Caryńska (1297)
Korona Bieszczadów: Wielka Rawka – Połonina Caryńska
Diadem Polskich Gór: Wielka Rawka
Korona Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich: Połonina Caryńska
Km: 22.5 km
Planowany czas przejścia: 8:05 h
Link do trasy: https://mapa-turystyczna.pl/route/3eajr

Dzień zaczynał się pięknie, w końcu wybrałam sobie jedna z fajniejszych tras. Taki mix, dla tych którzy chcą „święta i czereśnie jednocześnie”. Kawałek pasma granicznego i kawałek połonin. Piękne widoki.

Bardzo rzadko zdarza mi się wchodzić na Wielka Rawkę z Ustrzyk Górnych, zwykle z niej schodzę i rok temu to nawet już po zachodzie słońca, co nauczyło mnie że dobra czołówka to element wyposażenia plecaka, tak jak power bank. Zwykle schodzę tym szlakiem do miejsca stacjonowania czyli do Ustrzyk Górnych. Nie lubię się martwić jak wrócić ze szlaku pod namiot, zwłaszcza późno – dlatego ten szlak sporadycznie zdobywam w tym kierunku.

Wejście na szlak zaczyna się od przejścia przez parking i potem jest budka do zakupu biletów do Parku, i mostek. Lubię szlaki zaczynające się od mostku i rzeczki.

Szlak bardzo się zmienił od tego czasu, gdy szłam nim pierwszy raz. Teraz są kładki, pomosty, są progi antyerozyjne. Rok temu gdy wracam po ciemku chwaliłam sobie te kładki, za ich biel, w świetle księżyca;-) tak tak,, ja która nie lubi tych udogodnień, sobie to chwaliłam. Wiele lat temu, gdy zdobywaliśmy ten szlak idąc na Wielka Rawkę, byliśmy po kolana w błocie, a gdy na podejściu wszyscy padali bo było ostro w górę, bez udogodnień, komuś kto przysiadł, plecak się zsunął.. i turlał się i turla.. nikt nie miał odwagi go zatrzymać. Bo w końcu te 10-15 kg turlające się w dół nie było zbyt bezpieczne.. aż w końcu przestał się turlać, zatrzymał się na jakimś drzewie.. Oj, pamiętam to współczucie dla właściciela plecaka, że musiał schodzić po niego. To podejście dawało nam wtedy w kość. Teraz jest jakby łagodniejsze, a może ja porostu jestem bardziej zaprawiona w bieszczadzkim boju.

Pod samym szczytem – progi anty-erozyjne – schody. Byłam świadkiem, kilka lat temu, jak je robili. Eh, a gdybym był młotkowym….;-) i w końcu szczyt. Na szczycie, coś mnie podkusiło by podejść pod Krzemieniec (Kremenaros), chociaż przecież miałam wizytę zaplanowana na tym szczycie przy innej okazji. Ale co tam, po co wejść raz, skoro można dwa 😉

Tym bardziej że lubię ten kawałek między Wielka Rawką i Krzemieńcem. Łatwa i przyjemna trasa, trochę „wężowa” – raz w górę, raz w dół.. i znowu w górę i znowu w dół, chociaż nie są to jakieś wybitne i wymagające podejścia, taki spacerek. Szlak jest rozlokowany wzdłuż granicy, wiec towarzyszą tu mi słupki graniczne Ukraińskie i Polskie. Jakieś dzecie, gdy wracałam opowiadało innemu, że Polska jest biedna, bo ma słupki plastikowe a Ukraina, bogata bo ma betonowe… ciekawa teoria.

Aż trudno uwierzyć, że Krzemieniec (Kremenaros) jest tysiącznikiem, zero wyczynu by go zdobyć. No, ale wcześniej trzeba się trochę namęczyć by wejść na Wielka Rawkę.

To, co mnie w tym roku ucieszyło, to to, że zrobiłam zdjęcie słupka słowackiego z numerem 1. Jakoś tak się zdarzyło, że rok temu to pominęło, a chciałam mieć go by uzupełnić swoją kolekcję słupków z numerem jeden. Od jakiegoś czasu wędruje szlakami trójstyków.

Po stronie słowackiej było oznaczenie że jest źródełko jakieś 40 metrów. To też mnie ucieszyło, bo zapowiadał się gorący dzień. I wyjęłam swój kubeczek, napełniłam wodą. Była fajna, zimna i świeża i gdy już dopijałam do dna.. zauważyłam że coś jest w moim kubeczku. Myślałam ze coś wpadło. w końcu w lesie jestem. I wtedy zobaczyłam, że całe źródełko to wielkie życie. I to coś w kubeczku się rusza. To życie! albo białko. Nie wiem ile żyć zdążyłam połknąć, ale nie zaszkodziły mi. Przynajmniej do dziś, nie odczułam tego skutków. Ale następnym razem będę sprawdzać.

Gdy wracałam z Krzemieńca na Wielka Rawkę, pojawili się na szlaku pierwsi ludzie. To akurat mnie nie zaskoczyło, w końcu dość późno ruszyłam na szlak, a poza tym to jeden z najpopularniejszych szlaków i przyciąga jak magnes, magia trójstyku w górach,

Trasa od Wielkiej Rawki do Małej Rawki – jest łagodna i przyjemna. I przede wszystkim jest widokowa. Trudno się napatrzeć na te widoki. A pogodę miałam piękną.

Na trasie jest zejście w dół. Kiedyś, gdy wędrowałam ze swoim 5,5 letnim bratankiem, złapała nas tu burza. Pioruny rozświetlały niebo, a deszcz nie był dla nas łaskawy. Pamiętam, swoja rozkminię, że bliżej do kwatery by było przez Wielka Rawkę, ale musielibyśmy wchodzić wyżej. Zeszliśmy do Schroniska pod Mała Rawkę. Bardzo mi wtedy zależałoby nie przekazać swojego strachu malcowi, by była to dla niego przygoda. Dzisiaj już nawet nie pamięta tego przejścia;-) cóż.. pamięć dziecięcia.

Przejście jest bardzo przyjemne. jest po drodze teren osłonięty od słońca, wiec w taki dzień jak ten, z radością przyjęłam ten chłodek. Parę lat temu były to malutkie krzaczki, które nie zasłaniały widoków. Po środku tej części, niespodzianka. Kamienny chodnik.

Na szczycie Małej Rawki, trochę ludzi, ale tego się spodziewałam. Widoki cudowne. Nic tylko stać, stać i podziwiać.

Tym razem, wybrałam zejście do Schroniska pod Mała Rawką.

Zejście jest trochę wymagające, bo w ciągu niecałych 2 km trzeba pokonać różnice 1256 m na 916 m – do Bacówki pod Mała Rawką, potem do Przełęczy Wyżniańskiej już jest łagodnie i spokojnie – taki niedzielny spacerek.

W Bacówce pod Mała Rawką,standardowo, zatrzymałam się na naleśnika z jagodami. Taka moja tradycja, kawka lub piffko, i pyszne naleśniki z jagodami i śmietaną. Trudno mi powiedzieć, czy są aż tak pyszne, czy to tradycja i kilometry, które mam za sobą, powodują ze mi tak smakują. W bacówce było kilka osób, ale nie było tłocznie a przecież to początek sezonu wakacyjnego. W bacówce – znajduje niezłą kolekcję urządzeń do hurtowego zbierania jagód.

Spacerek do Przełęczy Wyżniańskiej – jest przyjemny i mało wymagający. Na Przełęczy – spory parking, na jego końcu – budka gdzie można kupić bilet lub uzyskać pieczątkę -jeśli ktoś bierze udział w jakimś projekcie lub po prostu kolekcjonuje pieczątki.

Dla tych którzy mają ochotę zakończyć wędrowanie, to jest dobre miejsce by to zrobić. Można tu poczekać na autobus, busa lub złapać autostopa.

W drodze na Połoninę Caryńską

Z przełęczy powędrowałam na Połoninę Caryńską – bo ja chcę „jednocześnie święta i czereśnie”. Pora już był na wejście na Połoninę Caryńską, że na szlaku jest coraz więcej osób.

Wejście jest trochę wymagające – bo w ciągu niecałych 2 km trzeba pokonać różnicę między 854 m, a 1281 m – wiec, sporo jak na Bieszczady. Mi towarzyszy wzrastająca temperatura. Ale pogoda jest piękna, słoneczna, prawdziwe lato.

Trzeba przy wejściu i zejściu z Połoniny Caryńskiej pamiętać o tym, że za coś została ona wpisana na listę Koron Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich

Na szlaku nie jest tłoczno, może dlatego że były zapowiadane burze i coś tam od czasu do czasu pomrukiwało z nieba.

Z Połoniny – cudowne widoki.

Z Połoniną Caryńska jest związana legenda, mianowicie:

Dawno, dawno temu w okolicach mieszkała cudownie piękna dziewczyna – o imieniu Carynka. Wszyscy zachwycali się jej urodą – tak jak my widokami z Połoniny Caryńskiej. Zwierzęta też były zachwycone i chciały jej zawsze towarzyszyć, wiec gdy Carynka wybierała się do lasu po jagody, czy grzyby – zawsze towarzyszył jej zwierzęcy orszak, a nad nią latały orły.

I pewnego dnia stało się nieszczęście, na wioskę napali Tatarzy. Złupili doszczętnie wioskę, a Carynkę porwali. Ich też uroda Carynki zachwycili, ale nie chcieli jej dla siebie, uznali, że Carynka będzie idealnym prezentem dla Chana. Tatarzy rozbili swój obóz na szczycie połoniny, skąd mieli świetny widok na to, kto się do nich zbliża i mogli odpowiednio zareagować. A sami zaczęli łupić inne wioski w okolicy.

Uwięziona Carynka wznosiła modły do Boga by ją uratował. Tatarzy się przestraszyli i uznali, że bezpieczniej dla nich będzie zgładzić Carynkę, niż czekać na zemstę Boga. Wyciągnęli ją z namiotu i prowadzili na miejsce kaźni. Carynka nie przestawała się modlić i postanowiła nie zamykać oczu, chciała spojrzeć śmierci prosto w oczy.

Gdy tatarzy zaprowadzili Carynkę i mieli właśnie ją zabić, nagle nad niebie pojawiła się wielka czarna plama i dziwny furkot. Przerażonym wypadły narzędzia z ręki i wpadli w popłoch. Tą czarną plamą na niebie były setki, jeśli nie tysiące orłów. Tym bardziej, że z daleka usłyszeli dźwięk rogu – myśliwego polującego w okolicy. Myśliwy co prawda nie planował polować na szczycie połoniny, ale Tatarzy o tym przecież nie wiedzieli, a poza tym ta wielka czarna plama na niebie…

Carynka postanowiła wykorzystać powstałe zamieszanie i rzuciła się do ucieczki. W trakcie ucieczki Carynka się zgubiła i ukryła się zmęczona za skałą i zasnęła.

Po kilku godzinach Carynkę ukrytą za skałą znalazł młody i przystojny (i z pewnością bogaty), myśliwy. Zaciekawiło go to dlaczego nad skałami fruwają orły i chciał sprawdzić przyczynę. Gdy za skałkami zobaczył śpiącą piękną Carynkę, zakochał się w niej po oczy, po czoło, po snop włosa jasnego… sprowadził Carynkę do wioski, gdzie został jej mężem.

I od tego momentu połonina zyskała nazwę Caryńska.

Na szczyt Połoniny Caryńskiej na którym mi zależało , dotarłam już w deszczu. Pogrzmiewało coraz bardziej. Pierwotnie planowałam, że zejdę do Brzegów Górnych, ale deszcz i nadchodząca burza, dała mi do myślenia.. jak ja wrócę z Brzegów do Ustrzyk Górnych? Na busy i autostop mogę nie liczyć jeśli nastąpi oberwanie chmury. Na szlaku pojedynczy ludzie, wiec busy nie będą czekały. Postanowiłam wrócić szlakiem do Ustrzyk Górnych, wiec musiałam kawałek trasy pokonać po swoich śladach. Gdyby jednak rozszalała się burza z piorunami, a nie tylko deszcz, pewnie zeszłabym najbliższym zejściem – by jak najszybciej opuścić szczyt góry.

Deszcz trochę się rozpadał. Dla mnie to nie problem, bo w plecaku miałam pelerynę i stuptuty, wiec 2 minuty i byłam gotowa:-) Ale gdy widziałam rodziny z malutkimi dziećmi (2-3latka) które nie miały żadnego osłonięcia przed deszczem, było mi ich żal. Na szczęście schodzili do Przełęczy Wyżniańskiej, wiec podejrzewam że do autka.

Z czasem przestało padać nad Caryńska i pojawiło się piękne słonko. Pogoda w górach zmienną jest.

A gdy tak sobie szłam i podziwiałam widoki i ulewy nad sąsiednimi górami, tylko że już mi było bliżej do zejścia do Ustrzyk Górnych, niż dalej..

Zejście jest dość strome – jak na warunki Bieszczadzkie. Jest trochę schodów, a po drodze mija się wiatkę.

Właściwie poza ludźmi którzy schodzili gdy ja wchodziłam, a potem tych na szczycie z malcami – nie widziałam na Połoninie Caryńskiej innych ludzi. Dziwne, jak na topowy szczyt. Dla mnie to i lepiej:)


Przydatne informacje:

  • auto można zostawić w Ustrzykach Górnych (moje stało na kempingu przy namiocie)
    W Ustrzykach Górnych znajdziesz płatne parkingi
  • trasa przebiega szlakami przez Bieszczadzki Park Narodowy
    • obowiązuje zakup biletów. Bilety możesz kupić online.
    • jest zakaz wprowadzania psów

Trasę możesz skrócić:-) lub iść nieco inną trasą np.: możesz po zejściu do Przełęczy Wyżniańskiej nie wchodzić na Połoninę Caryńska i ten szlak robić innego dnia:)