RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
BieszczadyBieszczady - szlakiKorona BieszczadPodkarpackiePodróżeTysieczniki Bieszczadow

Połonina Caryńska – KOLIBA – Magura Stuposiańska – Bukowe Berto – Tarnica – Tarniczka – Szeroki Wierch

Moja trasa: Ustrzyki Górne – Połonina Caryńska – Magura Stuposiańska – Koliba – Pszczeliny/Widełki – Bukowe Berdo – Przełęcz GOPR – Tarnica – Przełęcz pod Tarnicą – Tarniczka – Szeroki Wierch – Ustrzyki Górne.
GOT: 51
Tysięczniki Bieszczadów: Bukowe Berdo, Tarnica (1346), Szeroki Wierch/Tarniczka.
Korona Bieszczadów: Tarnica (1346), Magura Stuposiańska
Diadem Polskich Gór: Tarnica (1346)
Korona Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich: Tarnica (1346)
Km: 33.6 km
Planowany czas przejścia: 11:43 h
Link do trasy: https://mapa-turystyczna.pl/route/31bwe

Ten szlak sobie wymarzyłam podczas ubiegłorocznego pobytu w Bieszczadach. Ale raz że zasiedziałam się na pustej Tarnicy, a dwa że brak czołówki spowodował, że z Tarnicy zeszłam do Wołosatego. Wiec, w tym roku, postanowiłam spełnić swoje marzenie co do tej trasy. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, i mam plan na nieco dłuższą trasę, pomyślałam sobie, że mogę ją rozszerzyć o Halicz i Rozsypaniec – tylko muszę dotrzeć na bieszczadzkie szlaki wtedy, gdy nie ma ponad 30 stopni ciepła;-) tak jak w pierwszych dniach mojego pobytu w tym roku. Ale z drugiej strony , dobrze się stało, że tej dłuższej trasy nie przeszłam, bo mam po co wracać 😉

Wyjście na szlak zaplanowałam wcześnie, przed 6tą, widząc ze dzień będzie upalny, a trasa jest po otwartych przestrzeniach, wiec pojawiające się okazje do przebywania w cieniu będą przeze mnie mocno wykorzystywane. Poza tym, to pierwszy dzień przebywania w Bieszczadach. Dzień wcześniej przyjechałam i byłam na Trohańcu, ale to był tylko pagórek po drodze, którego potrzebowałam do Korony Bieszczadów. A inna sprawa, że lubię wcześnie rozpocząć dzień w górach, a tu na dodatek szlak był 10 minut od namiotu (polecam Pole Namiotowe przy hotelu – w kwietniu 2022 przeprowadzili generalny remont sanitariatów i ceny nie zabijają). Czego chcieć więcej?

Wejście na Połoninę Caryńską

W czasie moich pierwszych pobytach w Bieszczadach, wejście na szlak na Połoninę Caryńską, było zupełnie gdzie indziej. Wejście znajdowało się po przejściu przez kemping przy hotelu namiotowym. I trzeba było przejść przez rzekę. Mostek nadal jest, ale zabezpieczony i nie udostępniony dla turystyki. Z rozczuleniem wspominam stare wejście. Ten sentyment mnie zalewa za każdym razem, gdy jestem w Bieszczadach.

Tradycja jest jednak zachowana i start dla mnie zaczyna się od przejśia przez mostek.

Fajnie jest rozpocząć dzień i mieć szlak dla siebie. Dopiero pod wiatką spotkałam pierwszą osobę, pan sobie wbiegł od rana na Caryńską. Oj, ja ślimak, zazdroszczę kondycji. Chciałabym biegać po górach – na razie muszę się zadowolić zbieganiem z gór (jeśli nie mam plecaka i zejście jest w miarę łagodne) lub po płaskim (i tu idzie mi co raz lepiej, chociaż nie jestem urodzonym biegaczem i w maratonach nie będę biegać, chyba że razem z żółwiami).

Trasa jest bardzo urozmaicona. Są kładki, jest mostek, są kamienie i schody (progi antyerozyjne) bardziej lub mniej przyjemne. Z rok na rok w Bieszczadach jest oraz więcej udogodnień dla turystów i jednocześnie zabezpieczeń przed inwazją turystów.. Chociaż z przez to znika pewna magia Bieszczad. No ale masowa turystyka rządzi się swoimi prawami i trzeba zadba o to, żeby nie zdeptać przyrody do cna.

Lubię tą trasę, i zawsze się zastanawiam, jak to jest że wszystkie korzenie drzew są ciągle, mimo że przechodzą przez nie, po nich tysiące ludzi. Lubię ten szlak za urozmaicenie. Korzenie drzew, kamienie, trochę ziemi. A nawet te schodki :p i poręcze ;p 😉 generalnie w tym szlaku podoba mi się wszytko.. nawet to co na innych szlakach mi przeszkadza (udogodnienia dla turystów). Lubię ten moment, gdy wychodzi się z lasu i widzi się przed sobą otwartą przestrzeń. Niby szczyt jest na wyciągnięcie ręki, a jednak kawałek trzeba przejść.

I wtedy w moim przypadku się zaczyna, już wcześniej był zachwyt i robienie każdemu kamykowi zdjęcia 😉 ale tu to jest katastrofa.. zwłaszcza, że zwykle ten szlak idę na początku pobytu w Bieszczadach i jestem głodna gór. Potem gdy oglądam zdjęcia – wychodzi na to. że je robiłam co kilka minut. Każde spojrzenie, każdy kąt wydaje mi się ważny i warty upamiętnienia. Oczywiście w domu, siedzą wygodnie w fotelu pod oknem, odkrywam ze ujęcia są bardzo bardzo podobne, ale zachwyt nie mija.. zresztą po co ja o tym piszę. Sami zobaczcie… w tym roku, mogłam sobie obserwować tą trasę – i patrzeć jak wstaje słońce. Miodzio! Polecam poranne wstawanie 🙂 i ruszanie na szczyt (prawie) razem ze słońcem.
Chociaż gdyby każdy mnie posłuchał.. nie miałabym szlaków na wyłączność.. 😉

Na szczycie o wysokości łatwej do zapamiętania (chociaż nie jest to najwyższy szczyt na Połoninie Caryńskiej) , bo o wysokości 1234 m n.p.m. na wędrowców czekają ławeczki i rozgałęzienie szczytów. W tym roku wybrałam się tym samym szlakiem co rok temu, szlakiem który w ubiegłym roku 'odkryłam’ do KOLIBY. Jakoś przez wiele lat nie było mi z tą trasą po drodze. A trasa jest fajna. Rok temu spotkałam jakąś rodzinkę na tej trasie i dzieciątko na mój widok krzyknęło „no w końcu żywy człowiek!”, bardzo mnie to wtedy rozbawiło. Martwych ludzi tez na szlaku nie spotkali 😉

Lubię tą trasę z Połoniny Caryńskiej do Koliby, bo jest taka bieszczadzka 😉 i mało przechodzona, nie przypomina ona autostrady. I są pierwsze jagody.. oj. źle to widzę.. bardzo źle… im więcej jagód, tym więcej czasu potrzebuje na przejście szlaku. Pamiętajcie, by nie jeść jagód na które lisy sikały. Bąblowica to poważna choroba, która jest roznoszona przez np. psy i lisy i przez to że człowiek je owoce nieumyte leśne owoce. Ale jak tu je myć w górach? Cóż.. trzeba jeść te na które lisy nie załatwiały swoich potrzeb.. a psy? cóż.. jest zakaz wprowadzania psów do Bieszczadzkiego Parki Narodowego.

Po przejściu szlaku, nagle ląduje się na skrzyżowaniu gdzie strzałka kieruje do Bacówki i w drugą stronę. Bacówka – to nie jest KOLIBA, tam można co najwyżej kupić owcze (?) sery. Na serek miałam ochotę, wiec nawet tam poszłam, ale… stado psów mnie odstraszyło. Niby psy które szczekają, nie gryzą, ale nie zamierzałam się przekonywać o tym, czy one o tym wiedzą, wiec, po przejściu dość znacznej odległości wróciłam by dojść do KOLIBY. Ranny!!! nie boje się chodzić po szlakach gdzie mogę spotkać dużego brązowego miśka, a moje się psa…eh!

KOLIBA – czyli, Chatka Studencka Politechniki Warszawskiej (zobacz też: Chata Socjologa). Chatka jest na wysokości łatwej do zapamiętania:777 m n.p.m., została ona wybudowana w latach 1972-1974. W 2010 roku został przeprowadzony remont-rozbudowa Chatki i teraz dysponuje aż 30 łóżkami i teraz to już luksus. Bo są nawet pokoje 2 osobowe z łazienkami. Jak ktoś chce zakosztować noclegu po staremu to zostaje Chata Socjologa albo Schronisko na Końcu Świata. Tu zaczyna się robić „ekskluzywnie”.

Po drodze do Pszczelin/Widełek – zboczyłam nieco;-) do moich projektów potrzebowałam wejść na Magurę Stuposiańska. Od lat tu nie byłam.

A gdy rok temu przy zejściu do Widełek/Pszczelin spotkałam ludzi, ostrzegali mnie, że jest błoto na szlaku. Pewnie nie widzieli, że Bieszczady nazywane są też Błotnymi Górami. No cóż, nie jestem osobą, która się przejmuje że buciki ubłoci.. W tym roku, było sucho.. Po Górach Błotnych zostało wspomnienie.

Lubię ten szlak i basta:)

Przed wejściem na Bukowe Berdo – znajduje się budka gdzie można kupić bilet wstępu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz wiele innych rzeczy. Chyba najlepiej zaopatrzona budka, prawie jak Poczta Polska 😉 Pan mnie zachęcał do zakupu pesto z czosnku niedźwiedziego.. kuszące.. gdyby nie to, że musiałabym ten słoiczek nosić przez kolejne kilogramy, a tu ukrop z nieba i każdy gram w plecaku odczuwałam jakby to nie gram, ale kilogram. Ej, zachciało się gór w lipcu 😉

Wejście na Bukowe Berdo zaczyna się wspinaczką przez las. Dość długą, ale mnie to cieszyło bo z nieba lał się żar. Woda mi się skończyła, wiec musiałam ratować się wodą z rzeki, mając nadzieję, że nic mi nie będzie. Następny wodopój liczyłam że będzie pod Tarnica (ależ to było rozczarowanie!!), a dwa dni później dostałam maila od mojego czytelnika, że mam się odpowiednio nawadniać i pamiętać o izotonikach i mikroelementach.. Mam nadzieję, ze w tej rzeczce były izotoniki i mikroelementy 😉 Chyba były, skoro nie padłam i zdobyłam i Koronę Bieszczadów i Tysięczniki Bieszczadów. Dziękuję za porady 🙂

Bukowe Berdo jak zwykle mnie nie zawiodło. To jeden z moich ulubionych szlaków. Uwielbiam ten kawałek, gdzie towarzyszą mi krzaki, drzewa jarzębin. Żałuje ze nie są krwistoczerwone. Ale wiem, że ja chce święta i czereśnie jednocześnie (jak to śpiewała Anna Maria Jopek) – a tak się nie da. Mam jagody;-) muszą wystarczyć.

Bukowe Berdo jest tak piękne i widoki są tak cudne, że zapominam zawsze o tym, że zejście do Przełęczy GOPR pod Tarnicą – jest całe po schodach od lat… A schody są naprawdę długim przejście, idzie się i idzie.. i końca nie widać, a gdy się już wydaje się, że już za „momencik – za chwileczkę”, to zmyłka… trzeba iść dalej.. ale na szczęście wszystkie te mankamenty i niedogodności rekomendują widoki. Po prostu miodzio!

Na przełęczy GOPR na której już od lat pewnie 10 lub więcej nie ma już tymczasowego oddziału GOPR (cięcie kosztów), przez chwilkę mnie kusiło, by iść na Halicz, i potem na Przełęcz Bukowska i do Wołosatego i potem wrócić pod Tarnicę i wejść na polską królowa Bieszczadów, a następnie wrócić Szerokim Wierchem.. ale rozsądek zwyciężył. Nie było ahoj przygodo! pewnie było by inaczej, gdybym miała ze sobą wodę w odpowiedniej ilości, a nie takiej że muszę mocno liczyć krople licząc że w źródle pod Tarnicą uzupełnię zapas. Rozsądek tez nakazał mi nie wypijać ostatniej porcji wody. Było też trochę za późno (cóż.. nieplanowane w tym dniu zboczeniu na Magurę, i potem nieudana wycieczka do bacówki po serek, i posiedzenie sobie w KOLIBIE zabrało mi trochę czasu)… wiec, wybrałam kierunek Tarnica..

Przy wiacie pod Tarnicą – w roku leżały kamienie. Czyli, zapowiedź że kolejne szlaki zamienia się w deptaki i schody.

Pod Tarnicą planowałam uzupełnienie wody i tu gucio! i wielkie rozczarowanie. Źródełko które wypływało ziemi nie nadawało się do napełnienia butelek. Poza tym, totalne chamstwo! brak słów, zużyte chusteczki sugerowało, ze ludzie ze źródła zrobili toaletę!!! no jak tak można. Wiec, z rozpaczą popatrzyłam na ostatnią „szklankę” wody w butelce.. i jeszcze bardziej zaczęłam ją dawkować (dla jasności: wyruszając na szlak miałam ze sobą prawie 3 litry – ale to przy upale ponad 30 stopni – jest za mało) i liczyłam na uzupełnienia w źródłach. Podobne rozczarowanie co do źródła mnie spotkało, gdy szłam z Halicza – źródło nawet płynęło.. ale gdy poszłam wyżej – znowu WC. MASAKRA! niektórzy nie powinno chodzić po górach. Tyle, że wtedy już „mentalnie” byłam przygotowana na taką sytuację.

Wejście na Tarnicę – zaskoczenie – całe pod Przełęczy pod Tarnicą – zostały zamienione w deptak ze schodami. Rok temu, jeszcze leżały głazy i duże kamienie. A teraz szlak nie przypomina szlaku w górach. Totalne zaskoczenie i rozczarowanie.

Na szczycie – od lat już czekają ławeczki i ogrodzenie z prośbą o to by nie przechodzić na drugą stronę, by nie deptać roślinności. Ale wiele osób tego nie przestrzega.

Z Tarnicy – cudne widoki. Można tu siedzieć godzinami. Kilka osób, które tam spotkałam, na Przełęczy pod Tarnicą, czekały za zachód słońca, tylko że przyszli za szybko i teraz czekali… Kusząca rzecz. Zachód słońca z Tarnicy. Ale ja wybrałam coś innego;-) Zachód Słońca z Szerokiego Wierchu. Piękna rzecz. Polecam..

Na Tarnicy – pustki. Miałam szczyt i widoki wokół na swoją wyłączność. A mówią, że na Tarnicy tłok niczym na bazarze. No, ale bądźmy szczerzy o tej porze to turyści jedzą kolacje.

Wejście na Szeroki Wierch – też po schodkach.. Ale widoki rekompensują mi to „udogodnienie”. Słońce powolutku zaczęło zachodzić. Stopniowo, bardzo powoli.. znalazłam fajnie usytuowane ławeczki. Więc, poczułam się jak w kinie. Seans tylko dla mnie, bo inni zostali na Tarnicy.

I potem zostało mi zejście po ciemku przez las, w którym czasami błyskały mi jakieś oczy w krzakach (a może to wyobraźnia?), i świetliki.. Krótkie to zejście, zwykle wchodzę tym szlakiem i zawsze mi się trochę dłużył. Chociaż trasa jest świetna bo są różne ścieżki edukacyjne i odbicia w bok, by pooglądać strumień, czy oczko wodne.. Bardzo fajna trasa (w obie strony). Ale gdy po ciemnu szłam nie odbijałam już do tych czarownych miejsc. Chyba o tej porze, lepiej te miejsca zostawić zwierzątkom.

A potem nagle pojawiła się budka, oznaczająca początek szlaku i trasa asfaltówką do Ustrzyk Górnych. Ten kawałek asfaltu częściowo odbywa się równoległą drogą do drogi gdzie mieszkają Pracownicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego. trasa do nich ma kształt literki U. Po środku literki U rośnie sobie lasek. Kiedyś miałam przyjemność tam nocować w tych kwaterach, gdy pewnej nocy wracałam po ciemku do kwatery – oczywiście, nie chciało mi się iść trasą tak jak prowadziła tylko poszłam na skróty przecinając lasek i robiąc z otwartego U zamknięte Ó. I gdy wychodziłam z lasu, zobaczyłam panią właścicielkę kwatery siedzącą w aucie. Na mój widok wyszła, była tak blada, że jej bladość była bardzo widoczna mimo nocy. Zapytała mnie, czy wszystko OK. Trochę się zdziwiłam, o co jej chodzi… Okazało, się ze gdy ona wróciła od znajomych, to pod domem niedźwiedź buszował. Wiec, nie wychodziła z auta, zgasiła silnik, wyłączyła światła i czekała aż misiek pójdzie sobie. I gdy niedźwiedź wszedł do lasu, ja z niego wyszłam, Minęłam się z nim. Nie zauważyłam go. Owszem słyszałam jakieś liście, jakieś łamane gałązki, ale zrzuciłam to na wyobraźnie i konsekwencje picia wywaru z chmielu. Potem mi ktoś powiedział, że lasek ma nazwę „misiowy lasek”. Hymmm… 😉 i od tej pory ile razy przechodzę obok, przypomina mi się historia mojego najbliższego kontaktu z niedźwiedzim.

Tym razem mimo, ze było późno i tylko gwiazdki i świetliki (no dobra, czołówka też) rozjaśniały mi drogę. Niedźwiedzia nie spotkałam. I bardzo dobrze 🙂


Ciekawe jest to, że w Ustrzykach Górnych na noc wyłączają światła. wiec gdy schodziłam – miejscowość cała była wyciemniona niczym w czasie wojny w obawie przed bombardowaniem. No, wiem.. wojna jest rzut beretem. Tyle, ze w Ustrzykach Górnych światło wyłączają od kiedy pamiętam. Bardzo EKO 🙂

Polecam trasę:) bardzo fajna, przyjemna, i widokowa…


Przydatne informacje: