RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
Beskid ŻywieckiGóryThe Loop

The Loop – Pętla Beskidzka – Ślemień – Schronisko PTTK Markowe Szczawiny

Dzień 6 na szlaku The Loop

https://mapa-turystyczna.pl/map/widget/route/h1l0p1/3tr72.html

Dzień zaczynam w Ślemieniu w Schronisku. Gdy zaczynam – w sąsiednich pokojach cisza, wszyscy śpią. Przez chwilkę kusi mnie by poczekać aż otworzą się sklepy, które są po sąsiedzku ale po odkryciu (dzięki Ci wujku google), że za „górą” też jest sklep 😉 uznaje że lepiej wyjść wcześniej, w końcu mam do przejścia wg. mapy-turystycznej prawie 11 godzin i 30 kilometrów… a z nieba spływa żar.

Pierwszy cel: Chatka Adamy

Początek trasy do przejście przez Ślemień, zaraz na początku trasy – odrazu po wyjściu ze Schroniska – ruiny starego pieca hutniczego. Zaskakuje mnie on swoją wielkością. Szkoda, że to ruina – ruiny.

… a potem to czego nie lubię – trasa asfaltem, przy domach pojawiają się pierwsi ludzie, przecierający na mój widok oczka… i tak aż do lasu. Sama droga w lesie – trochę nudnawa. Chociaż sama drabinka-schody na samym początku jest ciekawym zjawiskiem, chyba wcześniej takiej nie spotkałam. Fajne jest też miejsce gdzie można zobaczyć przekrój ziemi i pooglądać sobie warstwy. Ale poza tym droga mi się bardzo dłużyła i nie mogłam się doczekać jej końca.

Na szczęście wkrótce pojawiają się widoki oraz zejście już w dół.

Kawałek po zejściu – wita mnie ładny napis, a miałam już szukać sklepu 😉 Chwilkę rozmawiam z właścicielem sklepu. Twierdzi, że sam sprawdzał i nie ma sklepów na trasie innych. Po przejściu – muszę sprostować 😉 na mojej trasie były jeszcze inne sklepy i to zarówno otwarte, jak i zamknięte. Ale ok, rozumiem, że mogłam poruszać się inną trasą 😉 Właściciel sklepu nie słyszał nigdy o szlaku The Loop, z ciekawością obejrzał moja książeczkę. Przez chwilkę zapaliły mu się oczka z myślą o możliwości rozkręcenia biznesu. W końcu na GSB są już miejsca kultowe typu Chata Jóżefa, czy Grybów, czy K85 😉 może tu też kiedyś powstaną z myślą o wędrowcach, którzy nocleg potrzebują na 1 noc.

Za sklepem.. nic dobrego mnie może spotkać. Asfalt.. Asfalt.. chwila mi po boku mam las i zastawiam się, czemu szlak nie został wytyczony przez las… Urozmaiceniem -są pachnące bzy oraz malunki na asfalcie. Nie spodziewałam się tego że są jakieś dzieci które jeszcze grają w takie rysowane gry. kto im to pokazał? 😉

trasa prowadzi dłiuuuuuugo przez miejscowość. Tak długo że aż prowadzi do Pacanowa;-) i można spotkać koziołka Matołka 😉

I w końcu jest długo wyczekiwany skręt w las… chociaż sam znak wywołuje konsternacje.. ze niby mam przejeść między słupkami? Strzałka na każdym z nich.. A tak naprawdę to trzeba zejść z drogi… w końcu, po 1 godzinie i 44 minutach, po przejściu 5,5 km 🙂

W lesie od razu robi się przyjemnie.. ale czy na długo?;-)

Kawałek za miejscowością Mizioły – mostek nad potokiem . Troszkę wygląda jak by były to jego ostatnie miesiące. Brakuje jakieś deski, poręcz uszkodzona – ale jest i to najważniejsze 😉 Chociaż widząc uszkodzenia – wkraczam na niego z pewną dozą nieufności. 😉

Od mostku do Chatki Adamy – mam 1 km. Kilometr atrakcji 😉
Pierwszą jest powrót na asfalt.. i potem znów las.. i nawet strumyk…

A potem ścieżka w lesie.. i darmowa kąpiel błotna.. Gdy ja trudziłam się jak przejść przez rozjechany i błotnisty szlak.. nadjechał ciągnik, ślizgając się po brei.. elegancko zadbał o to bym maseczkę błotną miała nie tylko na twarzy. Myślę, że to kara na moje narzekanie na asfalt.; -)

Kawałek dalej,spotkałam pierwszą osobę na szlaku. Dziewczyna też szła The Loop. Popatrzyła na mnie, na moje buty (i nie tylko).. a potem swoje czyściutkie odzienie.. Maseczki i okłady błotne dzisiaj serwują za darmo. Nic tylko korzystać 🙂

Kawałeczek dalej – fajna trasa przez łąki. Ścieżka prawie nie wydeptana prowadząca przez zdziczały ogród. Przez chwilkę czułam się tak, jakbym włamywała się do zaczarowanego ogrodu i szła jakąś trasą wydeptaną przez mieszkańców zaczarowanego ogrodu.

A potem ścieżka znów poprowadziła mnie do lasu i do strumienia gdzie mogłam zażyć nieco oczyszczającej kąpieli 😉


Chatka Adamy

Gdy zbliżałam się do chatki – usłyszałam radosny głosik „turyści idą”. Głosik należał do kilkuletniej Aniusi. Gospodyni Chatki. Po chwili już byłam w jej rękach. Najpierw obowiązkowe oprowadzanie. Od dołu aż po strych, gdzie kilka osób pakowało swoje rzeczy… w końcu czas wstawać i ruszyć na szlak! 10ta! Potem zostałam usadzona za stołem, dostałam talerz bym nie nakruszyła, i dostałam kawę od Pani Chatkowej oraz otrzymałam wyśmienite towarzystwo Pana Chatowego i Aniusi. Aniusia chatki Adamy w książeczce The Loop nie rozpoznała, ani ilość kominów, ani umiejscowienie drewutni sie nie zgadzało. Nic tylko złożyć reklamacje do organizatorów The Loop. A narazie Chatkowy obejrzał książeczki z pieczątkami i zarządził że czas zrobić nową pieczątkę dla Chatki Adamy;-) ….idą zmiany ?! kolejne zmiany.
… dawno temu byłam tutaj.. fajnie że są rzeczy które zmieniają się na plus.

Przesympatyczna atmosfera.. aż szkoda opuszczać to miejsce. Polecam miejsce, atmosferę oraz Chatkowych ludzi 🙂 Pozdrawiam ich serdecznie!

Na Jałowiec!

Za chatką Adamy – szukam szlaku prowadzącego na Jałowiec.. zapomniałam najzwyczajniej tu jest inne, tu jest kreatywne oznaczenie szlaków. Tu są strzałki a nie paski 😉 Z daleka oznaczenie wygląda jak oznaczenie 'końskich” szlaków.

Trasa na Jałowiec zając powinna ok 2 godzin i do przejścia jest ok 4.5 km. I tak by było, gdyby nie to, że nie zauważyłam, skrętu.. i poszłam kawałek przed siebie.. i trzeba było się wracać. A tak dobrze się szło.

Jałowiec

Tu jestem już drugi raz

Na Jałowcu zobaczyłam więcej ludzi niż przez cały dzień – łącznie z tymi spotkanymi w sklepie, przed domami, wyglądających na mnie z okna… Ale na szczęście nie był to jakiś tłum. Poprostu wcześniej nie widziałam ludzi i nagle są. Oni weszli innym szlakiem niż ja.

Na Jałowcu – widoki cudne, pogoda wspaniała.. nic tylko zostać tu dłużej 🙂

Na szczycie – chatka-wiatka, tablica informacyjna, słupek z drogowskazami oraz krzyż. Zastanawia mnie to czemu na szczytach stawiane są krzyże.

W drodze do Markowych Szczawin

Chętnie bym na Jałowcu dłużej poleżała.. ale nie da się.. przede mną około 5 godzin drogi i do przejścia 13 kilometrów. Zupełnie nie rozumiem czemu tak szybko ten czas ucieka… a z drugiej strony, tu przerwa, tam przerwa.. w Chatce pogaduchy.. tu leżakowanie.. i nagle ojej..!! trzeba iść.

Samo zejście z Jałowca – jest przyjemne, i łatwe. Po drodze spotykam chłopaka z wielkim plecakiem – The Loop idzie. I znów chwilka mija na rozmowie. Ale dobra wiadomość; po drodze są sklepy 😉 a mi się marzy jakaś świeża woda z bąbelkami… mam w plecaku zapas wody z kranu, ale chcę chłodnych bąbelków:) i basta! taki kaprys. Ale dzięki tej rozmowie dowiedziałam się, że dzisiaj nie muszę się spieszyć 🙂 Dzisiaj w Schronisku czekają na Wędrowców aż do 21;-) ależ fajna wiadomość.

Początkowo droga prowadziła przez las, ale ten niestety dość szybko się skończył. Od Zawoi-Wełczy asfalt i wędrówka między domami i tak przez ok 2 km. Po dwóch kilometrach droga się kończy i jest uroczy strumień. Niestety wpadłam na pomysł, ze fajnie było by posiedzieć nad potokiem Sikorówka i pomoczyć stopki. I tu się stało coś dziwnego. Bo w momencie gdy wsadziłam stopki i dłoń do wody, poczułam jakby moje członki oplatały jakieś ostre nici. Z jednej strony gdy je wyciągałam ich nie widziałam – ale za to przeszywał mnie ból. A na ręku miałam cieniuteńkie niczym skalpelem przecięcie.. No ale przecież nie ma tam nic.. jest woda, kamenie… Zajęło mi dobrą chwilkę zanim ten dominujący ból przeszedł. Nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. Dziwne zdarzenie. Z wrażenia nawet zdjęcia nie zrobiłam. Nie mogłabym być reporterem 😉

Zresztą za chwilkę przyszli lidzie w klapkach i japonkach i pytali o Halę Baronkową – bo koniecznie chcą zobaczyć Barany… To nic, że za chwilkę zaczął się szlak pełen kamieni, dzielnie dreptali w klapakach „bo ktoś im powiedział ze tu zaraz przy drodze’ Do przejścia mieli około kilometra..

Ja natomiast miałam 2 km przyjemnej trasy zanim znów moje stopki powędrują po asfalcie. I potem prawie 3 km asfaltem przez Zawoje do Parku Narodowego.

Przez chwilkę próbowałam sobie ułatwić życie i złapać autostopa – ale niestety nikt nie zatrzymał się. Z jednej strony to tylko kawałek, ja ja czułam się zwyczajnie zmęczona. Taka ilość asfaltu na „górskim” szlaku mnie wykańcza.

Przy wejściu do Parku moje stopki wymagały odpoczynku 😉 Wiec, usiadłam sobie pod punktem pobierania opłat i byłam z „socjologią na ty” 😉 obserwując ludzi i zachęcających dzieci by wybrały pamiątkę, może kredki?! tak kredki, olbrzymie kredki też się przy mnie sprzedały 🙂 Rodzice zadowoleni, ma dziecko pamiątkę z gór. W pewnym momencie podbiegł chłopak z plecakiem i z daleka obsługę pytał „najszybsza droga do schroniska”.. i pobiegł.. dzisiaj nie trzeba się spieszyć.. ale nie zdążyłam powiedzieć, po pobiegł.

Droga od punktu pobierania opłat do schroniska -jest juz mi znana z poprzednich wizyt. Ale wciąż mnie ona zachwyca – bo jest urozmaicona.
jest najpierw szeroka aleja, na której od czasu do czasu stoją ławeczki. strumienie i potoki się wiją cudownie.. są schodki kamienne… Ciągle się coś zmienia. Nudy nie ma.

Prośba do palaczy – nie zostawiajcie śmieci.. Nawet jak sobie pożartujemy, że ślimaki próbują je potem dopalać, zamiast walczyć z nałogiem. Papieros w naturze rozkłada się aż 5 lat. Jest to związane z ilością chemii jaka się w nich znajduje. Na zdrowie… Dbajmy o ślimaki i inne zwierzęta by nie musiały żyć w takim śmieciowym świecie.

Na koniec niespodzianka. Tuż przed schroniskiem, podniosłam głowę.. i oczom nie wierzę. Wgapiają się we mnie sarny!

A potem to już „prosta” droga do schroniska. Niestety tego dnia nie załapałam się już na łóżko na dole.. trzeba było przyjść 30 min wcześniej 😉 ale trafiłam na fajne towarzystwo. Dwóch panów robiło GSB po fragmencie, i jedna pani która robiła the Loop po kawałku.
Niestety w pokoju nie było prądu 🙁 Wiec, porzuciłam towarzystwo i pogaduchy i poszłam posiedzieć w części „restauracyjnej” gdzie zasięgu nie miałam ale za to mogłam podładować telefon…

A to dość istotne było dla mnie, bo następnego dnia miałam „gości” na szlaku. Andrzej z Iwonką postanowili przyjechać w góry u i kawałek się ze mną przejść:) Tylko jak się „złapać” bez łączności?

To był fajny dzień, chociaż asfalt mnie wykończył.

Przydatne Informacje: