RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
Beskid MałyPodróże

The Loop – Pętla Beskidzka – Międzybrodzie Żywieckie – Ślemień (5)

Mój piąty dzień na szlaku The Loop.

Poranek zaczynam wcześnie, przede mną wg. mapy turystycznej 9 godzin i 45 minut tj 29.4 km, ale wiem że trasa może zająć mi więcej. Jest upał, nie mam na sobie butów do biegania i trochę gorzej mi się idzie niż w czasie GSB. No nic, nie ma co narzekać, czas ruszyć w trasę. Owsianka z ziarenkami z białkiem dla sportowców, herbatka i w drogę 😉

https://mapa-turystyczna.pl/route/3tr7u

Zaczynam wędrowanie od wspinaczki na górę Żar. Tak naprawdę to idę stokiem narciarskim, korzystając z wczesnej pory – idę środkiem, a nie pod lasem, ukrywając się przed słońcem. Ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, tu nie odczułam takiego zmęczenia jak w przypadku sławetnej dla mnie Czantorii. Wędrówka czarnym szlakiem zajmuje ok 1:40 h i do pokonania jest prawie 4 km, suma podejść to 426 m, w przypadku Czantorii – było to 1h i 2km z sumą podjeść 284 m. Wiec, taka niespodzianka;) może to jest kwestia tego że na Żar wchodzę od rana, wypoczęta i wyspana? i to że mój plecak jest lżejszy bo ponad 1 kg odesłałam do domu 😉

Fajne widoki są z góry Żar, wiec w ramach odpoczynku co jakiś czas odwracam się i podziwiam. Gdy wchodzę – spotykam jednego biegacza, on już wraca z gór Żar 😉 zachęca by następnym razem zdobywać szczyt od drugiej strony, szlakiem czerwonym. On nie wie, że ja już szłam MSB z drogiej strony;-) i trasę znam. Krótko i miło rozmawiamy i on zbiega na śniadanie, a ja wędruje by podziwiać widoki z drugiej strony szczytu.

Na razie jest cisza i spokój, kolejka jeszcze nie działa, rowerzystów też nie ma (są tu szlaki rowerowe), na szczycie dwójka zakochanych podziwia widoki, może siedzą tu od wschodu słońca. Nie przeszkadzam. idę dalej. Przypominając że poprzednio gdy tu szłam, padało. A pędziłam wtedy, bo umówiłam się ze znajomymi na wspólną wędrówkę z pod góry Żar do Hrobaczej Łąki. Tym razem moi znajomi dołączą do mnie na trasie za Mądralkową i pójdziemy razem do Korbelowa do Chaty Bacy na pierogi. Ale to za kilka dni;-)

Z Góry Żar – idę na Kiczerę – znów wkraczam w czerwony szlak, tym razem MSB. Do przejścia mam tylko 2,2 km co powinno zająć 45minut. Lubię dzielić odcinki na kawałki, chociaż nie wytyczam sobie ścisłego czasu przybycia. Bo czasami lubię sobie gdzieś posiedzieć 😉 chociaż gdzieś w głowie mam upływający czas.

Po popełniam jakiś błąd, i znów idę asfaltem, chociaż kropka na mapie mi pokazuje ze szlak jest obok, równolegle. nie wiem jak trafić na ten szlak, taki sam problem jak poprzednio – chociaż poprzednio szłam z drugiej strony. No nic… gdy to postrzegam, nie chce mi się wdrapywać i sprawdzać czy faktycznie szlak jest u góry, drepczę asfaltem, potem wchodzę już w las..

Po drodze na Kiczerę dostrzegam ławeczkę oraz ukrytą kapliczkę w drzewie, potem szlak jest malowniczy z kałużami i w lesie.

Po drodze jest bardzo fajny punkt widokowy, i jest też objaśnienie jakie szczyty widzę przed sobą, wiem ze są aplikacje, które pomagają rozpoznawać szczyty, ale ja lubię te tablice 🙂 jestem archo? 😉 trudno mieć wątpliwość gdzie jest góra Żar 🙂

Kiczera

Na szczycie Kiczera – który łatwo ominąć 😉 – jest wiata i miejsce na grila. Tym razem nie ma żadnych imprezowiczów. Bardzo fajne miejsce na dłuższy odpoczynek. Tylko, że to nie moja pora niestety – wiec idę dalej.

Następny punkt – Zajazd nad Przełęczą Kocierską- jest za kolejne 2 godziny, do przejścia jest 6,5 km. Będę szła czerwonym szlakiem MSB.

Kierunek: Przełęcza Kocierska

Ten kawałek trasy mi jest znany z przejścia MSB. Trasa raz prowadzi w górę, raz w dół. raz po przyjemnym podłożu, raz po kamieniach. Niewiele sie tu dzieje. Taki spacerniaczek -jeśli pogoda jest tak ładna jak w tym roku.

Po drodze mija się ruiny szałasu kamiennego. Poprzednio oglądałam go w deszczu, teraz w słońcu. Taka kupka kamieni. Dobrze, że jest opisana 😉 bo można było by zignorować. Ale nadal mnie zdumiewa to że szałasy kamienne budowali biedni, a drewniane budowle – bogaci.

Skrzyżowanie szlaków nad Przełęczą Kocierską

Przełęcz to zajazd, restauracje i muzyka. Wiec, po chwili przerwy w cieniu drzewa, idę dalej. Tym razem porzucam czerwony szlak. Idę zielonym, który początkowo prowadzi mnie wzdłuż domów – po jednej stronie. Potem prowadzi mnie aż do Drogi Beskidzkiej i zaprzyjaźniam się z asfaltem Nie ma chodnika, a po drodze śmigają samochody i rowerzyści. Nie jest to przyjemny kawałek. Idąc nie zauważam że trzeba zejść z asfaltu, korzystając z krótkiej przerwy w zabezpieczeniu w drodze. Wiec, z 10 metrów muszę się cofnąć.
Potem już trasa prowadzi przez łąkę, aż do domostw.

Ze Skrzyżowania nad Przełęczą – do miejscowości Kocierz Górny jest 2.7 km, czyli około 40 minut – trasa jest łatwa, i z górki. 😉
W Kocierzu Górnym szlak znajduje się za kościołem a potem wchodzi się w las, i tu już zaczyna się lekkie wzniesienie aż do miejscowości Łysina, czyli przez 1,5 km i 48 min pokonuje się podejście 234 m.

Potem z Łysiny aż do Gibałówki jest 5.8 km, było by to niecałe 2 godziny gdyby nie… Zamczysko 😉 które pojawiło się po drodze 🙂

Zamczysko na Łysinie

Przed miejscowością Łysina znajduje się Zamczysko zwane też Skamieniałym Miastem. Zamczysko to osuwisko skalne z Jaskinią Lodową. Wg. legendy z Zamczyska jest podziemne przejście aż na Babią Górę. Na Babią Górę trafię;-) ale inną trasą i wcale nie na miotle;-)

Z Zamczyska trasa mnie prowadzi prosto do Ginasówki. Trasa iście spacerowa, co jakiś czas mijają mnie świąteczni spacerowicze. Ze swoim plecakiem czuje się tak jak bym w miejskim parku chodziła między elegancko ubranymi paniami i panami. Nie pasuje tu 😉 włączam audioboka, by nie słuchać rozmówi typu „ile razy mam Ci powtarzać, bo Ty zawsze, bo Ty nigdy”;-)

Trasa jest jak deptak. ale od czasu do czasu pojawiają się widoczki. A potem idzie się już nie wymagającą leśno-parkową ścieżka.

Chatka Gibasówka

Gdy docieram do chatki Gibasówki – marzy mi się zimna woda. Nie taka z bułaka którą noszę cały dzień… i już po chwili zarządzający nalewa mi z wielkiej beczki warząchwią chłodną wodę o mojej butelki po przejściach. Daje też stempelek do mojej książeczki.

Siadam bez butów na trawie, książeczki rzucam w foliówce obok plecaka i rozkoszując się zimną wodą oraz cieniem odpoczywam. W tle toczą się jakieś rozmowy. Po chwili podbiegają do mnie dwa szczeniaki. Jeden z nich łapie foliówkę z książeczkami. Złodziej!!! krzyczę.. ludzie przerywając rozmowę i rzucają się w pościg… po chwili wyrywają podziurkowaną małymi i ostrymi ząbkami foliówkę i oddają mi ją. Przysiadam się do towarzystwa i gadamy o górach o The Loop, o GSB, Po chwili małe pisaki podbiegają do mnie. Chaps! ich ostre ząbki wpijają się we mnie. Zemsta za odebrana książeczkę z pieczątkami?! teraz to małe bestyjeczki, kiedyś będą to besyje, które skończą na łańcuchach jak pozostałe psy które są obok Chatki Gibasówki. Zaaferowana bestyjeczkami zapominam zrobić zdjęcie Chatce Gibasówce.. Trudno! jest pieczątka na pamiątkę i zdjęcie bestyjeczek.

Z Chatki Gibasówki mam zielonym, a potem niebieskim szlakiem około 2:25 h, czyli około 8.4 km. Przypadkowo spotkani ludzie namawiają mnie by ściąć trochę szlak zielony i iść fajnie wydeptaną ścieżka. Ahoj, przygodo! idziemy razem. Ale… po chwili szlak nam ginie, i nie ma po nim śladu. Wiec, każdy wyciąga komórkę i chce iść śladami niebieskiej kropki. A ta nas prowadzi w mało przyjazny teren. Poprzewracane i uschnięte drzewa stoją przeszkodzie. Ale co tam, powoli schodzimy w dół 😉 aż trafiamy znów na pięknie wydeptaną ścieżkę która łączy się z niebieskim szlakiem 🙂

Niebieski szlak – to już alejka parkowa. Zero wysiłku. Aż do momentu aż dojdzie się do miejscowości: Gałasie. Tu zaczyna się mój koszmar. 5 Kilometrów asfaltem.

Ślemień.

Gdy wchodzę od Ślemienia jestem zmęczona. Po czym poznać moje zmęczenie? a po braku zdjęć 😉 rano, gdy jestem wypoczęta mam zdjęcia kamieni, strumieni, widoków, gdy nadchodzi zmęczenie.. coraz mniej i mniej zdjęć 😉 .

Cieszę się że już niedaleko. Nie mijam żadnych sklepów (przynajmniej otwartych). Przy kapliczce mój żołądek dopomina się karmienia, wiec zdejmuje buty i zjadam ostatni serek. Przejeżdżający odwracają do mnie głowę 😉 będą mieć o czym opowiadać ;p jakiś żebrak bez butów siedział na schodach i wyjadał serek z pudełeczka 😉

Nie spieszę się, bo już mały kawałek mi został do przejścia. W Ślemieniu trafiam do Parku Etnograficznego, brama jest otwarta, ale punkt kasowy gdzie powinnam skorzystać z pieczątki – zamknięty. Nie mam ochoty na zwiedzenie otoczenia, a tym bardziej na zamkniecie na noc w parku. Wychodzę i idę do schroniska. Tuz przy schronisku widzę sklepy, ale dzisiaj zamknięte. W końcu dzisiaj: 1 maja, wiec, to do przewidzenia.

Schronisko to duży budynek. Wchodzę do środka – recepcja nie czynna. ale po korytarzu biegają jakieś dzieci, i są jacyś dorośli. Pytam o obsługę. Ktoś z dorosłych mi mówi, że Pan z obsługi poszedł już do domu. Próbuje się do niego dodzwonić, nie odbiera… próbuję kolejny raz.. i kolejny.. w końcu wysyłam mu SMSa.

W oczekiwaniu na odpowiedź, postanawiam zjeść awaryjne danie z plecaka i napić się herbaty. Nie widzę innej opcji, Nie widzę by w okolicy był jakiś bar. Gdy woda się gotuje, do kuchni wbiegają dzieci, mówię im żeby wyszły bawić się gdzieś indziej, bo tu mam wrzątek i nie chciałabym ich poparzyć. Dzieci wybiegają…. a mi z czajnika spada pokrywka. I parzę sobie palce parą. Wstawiam palce pod lodowatą wodę i wydaje mi się że jest OK. Następnego i kolejnego dnia.. już nie jest ok. No ale cóż.. szkoda że dzieci ostrzegłam, a sama pokrywki nie przytrzymałam mocno. Teraz, niestety mam pamiątkę po Ślemieniu na placach, może z czasem zniknie…

Gdy przygotowałam sobie danie ratunkowe podszedł do mnie jakiś przedstawiciel grupy i zaczął rozmowę od tego by nie chciał by między nami były jakieś kłopoty, nie porozumienia. Trochę czułam się jak kosmitka. Ale o co mu chodzi… jakie nieporozumienia? Chcę skorzystać z kuchni, łazienki, zrobić pranie i iść odpocząć. Ale wszystko po chwili jest jasne. Grupa przejmuje stołówkę – wiec nie będę mieć gdzie zjeść – panie zakładają jakieś „firanki” oraz chusty na głowie i zaczynają śpiewać nabożne piosenki. Zabieram swoją potrawkę z kuchni i wychodzę ze schroniska na ulicę, gdzieś muszę zjeść, a tam stoi krzesło i stolik. I znów jem na ulicy;-) bez butów.

W między czasie Pan dyrektor schroniska oddzwania, a po jakimś czasie przyjeżdża. Warunki mam nieco ekskluzywne. Pokój na wyłączność i do tego z łazienką 🙂 i mówi że jestem jedyna osoba nocującą i że poszedł, bo nie przyszłam do 17tej… pozostałe osoby nocujące to grupa religijna. I zwykle do schroniska przyjeżdżają grupy szkolne a one szybko schodzą z gór, w końcu obiad o 16tej;-). Opowiadam Panu, że idę szlakiem The Loop, pokazuje książeczkę, jest zdziwiony co to takiego.. ale pieczątkę daje 😉 Cóż organizatorzy The Loop nie zadbali o to by miejsca noclegowe i sklepy wiedziały o projekcie, Szkoda.

Przydatne informacje: