RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
BieszczadyBieszczady - szlakiGóry

Opołonek (1028)

Opołonek – marzenie spełnione na legalu!

Kiedyś marzyłam o przejściu całej granicy polsko-ukraińskiej po górach. Niestety, życie często weryfikuje nasze plany. Są rzeczy, które nie pozwalają na pełną realizację marzeń. Ale nie wszystko musi być stracone. Można „słonia podzielić na kawałki” i zrealizować swoje marzenia w mniejszej skali. W tym roku przeszłam Karpacki Szlak Graniczny, a teraz… zdobyłam Opołonek (1028 m) – legalnie 😉

Opołonek (1028 m) to szczyt poza szlakiem, znajdujący się na granicy polsko-ukraińskiej. Wejście na niego jest niemożliwe legalnie. Co do prób nielegalnych – skutecznie zniechęciły mnie opowieści o „przymusowych wycieczkach” na wschód oraz kosztownych powrotach z takich eskapad. Na szczęście Bieszczadzki Park Narodowy zezwala na wejście zorganizowanym grupom na ten szczyt i ponoć taka zgoda jest wydawana raz na rok, i to na wejście własnie 11 listopada. Ale.. oczywiście warto sprawdzić, czy Park nie zmienił swojej polityki wyrażania zgód na wejście.

Mimo mojej dużej awersji do wycieczek zorganizowanych (*), postanowiłam się zapisać na taką wyprawę. Ahoj, przygodo! Nowe doświadczenie przede mną. Kilku osobwa grupa do której dołączyłam, rozpoczynała swoją wycieczkę o 6:00 rano na parkingu w Bukowcu.

(*) smaczku dodam: jestem licencjonowanym przewodnikiem 😉 ale.. co innego oprowadzać, a co innego być uczestnikiem.

Droga na Opołonek – początek przygody

Wycieczka zaczynała się o 6 rano na parkingu w Bukowcu. Zwykle unikam wyjazdów zorganizowanych, ale na tę okazję warto było zrobić wyjątek. Wstałam wcześnie, spakowałam poranne śniadanie i kawę w kubek termiczny, a po drodze zabrałam jednego z uczestników wyprawy. Dotarliśmy na miejsce przed czasem, ale chłodny poranek zniechęcił mnie do natychmiastowej integracji z 3 czy 4 osobową grupą. Wiec, oboje sie na chwilke wynurzuliśmy z cieplutkiego autka i przywiataliśmy sie, a potem wróciliśmy do ciepła. Siedząc w samochodzie, spokojnie delektowałam się poranną owsianeczką, popiając kawę z kubka termicznego.

Kiedy postanowiłam wyjść z auta, usłyszałam: „To Ty jesteś Wioletta? My na Ciebie czekamy!”. Okazało się, że wszyscy myśleli, że się spóźniłam, mimo że byłam na miejscu od dłuższego czasu. 😊I po cóź było sie witać z tą małą grupą i wychodzić z ciepłego autka..?;) eh, życie!

Pierwsze kroki – szutrową drogą i szlakiem

Trasa początkowo wiodła znanym mi już szlakiem – drogą szutrową prowadzącą m.in. do Grobu Hrabiny i Źródeł Sanu. Idąc tą trasą warto wspomnieć o dawnych dziejach.

Krzyż przy drodze

Jedna pamiątek dawnych dziejów jest krzyż stojący przy drodze. Został on postawiony jako wotum dzięczynne za narodziny upragnionego syna. Przewodnik, który towarzyszył naszej grupie miał obrazek rysowany przez dawna mieszkankę, który przedstawiał dawną okolicę.

Beniowa

Beniowa to nieistniejąca już miejscowość położona w dolinie górnego Sanu. Przed II wojną światową była zamieszkana przez około 300 osób, głównie Rusinów. W wiosce znajdowała się drewniana cerkiew greckokatolicka pw. św. Michała Archanioła, cmentarz oraz liczne zagrody. Miejsce tętniło życiem, a jego mieszkańcy zajmowali się rolnictwem, hodowlą oraz wytwarzaniem produktów rękodzielniczych.

Po II wojnie światowej, na skutek przesiedleń w ramach akcji „Wisła” i zmian granic, Beniowa opustoszała i przestała istnieć jako wieś. Dziś o jej dawnych mieszkańcach przypominają tylko cerkwisko z pozostałościami cmentarza oraz zdziczałe drzewa owocowe, które niegdyś zdobiły wiejskie zagrody.

Od czasu do czasu można natknać się na współcześnie zabiezpieczone studnie. I dzieki nim, łatwiej można sobie wyborazić ze dawniej tu stału domy i tętniło życie.

Lipa w Beniowej

Po drodze mija się słynną lipę, która jest jednym z symboli bieszczadzkiego krajobrazu. Podczas prowadzonych prac niwelacyjnych w tej części Bieszczadów, drzewo miało zostać wycięte przez spychacze. Lipa, choć piękna i majestatyczna, znalazła się na drodze realizacji wojskowego planu, który nie przewidywał zachowania tego naturalnego pomnika.

Na ratunek drzewu przyszedł miejscowy leśnik. Zdeterminowany, by ocalić lipę, wykorzystał nietypowy, lecz skuteczny sposób negocjacji. Wyposażony w butelkę wódki, udał się do wojskowych nadzorujących prace. Choć na początku jego prośby nie spotkały się ze zrozumieniem – wojsko miało przecież rozkaz, a nie prawo do dyskusji – w końcu „argument” leśnika przeważył. i nadzworujacy postanowili oszczędzić lipę i przesunąć trasę spychaczy. Dzięki tej nietypowej interwencji drzewo przetrwało.

Lipa, której wiek szacuje się na ponad 300 lat, rosła niegdyś w samym sercu Beniowej. To pod jej konarami spotykali się mieszkańcy – na odpoczynku po pracy, podczas rozmów o codziennych sprawach czy w trakcie świątecznych procesji. Drzewo było także świadkiem ślubów i chrztów, które odbywały się w pobliskiej świątyni, a później również dramatycznych chwil związanych z wysiedleniami i zniszczeniem wsi w czasie powojennych działań.

Cerkwisko w Beniowej

Cerkwisko w Beniowej to miejsce, gdzie niegdyś stała greckokatolicka cerkiew pw. św. Michała Archanioła, zbudowana w 1909 roku. Była to drewniana świątynia na kamiennej podmurówce, która służyła mieszkańcom Beniowej jako centrum religijne i społeczne. Niestety, po wysiedleniu ludności w ramach akcji „Wisła” w 1947 roku, wieś została opuszczona, a cerkiew zniszczona.

Dziś na miejscu cerkwi można zobaczyć zarys fundamentów i porośnięte zielenią fragmenty dawnego cmentarza. Charakterystyczne są kamienne nagrobki z inskrypcjami w języku ukraińskim, w większości datowane na XIX i początek XX wieku. Niektóre z nich są ozdobione krzyżami. Wśród nagrobków moja uwagę przykuł kamienny nagrobek ze zdobniem w postaci płaskorzeźby przypominającej dzban. Dzban często symbolizował wiarę w życie wieczne i zmartwychwstanie.

Wśród pozostałości można tu też znaleść misę chrzcielna, chociaz dawny mieszkaniec nie przypominał sobie żeby ona była na wyspodażeniu świątyni. Może była ona na wyposażeniu poprzedniej, a może poprostu nie pamiąta. Bo czy my dzisiaj potrafimy powiedzieć jakie rzeczy znajdują sie w światyniach w których bywamy, ze szczegółami?

Dzisiaj cmentarz, ma całkiem nowe ogrodzenie, ale sam jest zniszczony i porośnięty roślinnością – aż prosi o odwiedziny przez kamieniarza. Nie mniej jednak warto tu wejść na chwilkę.

Wiata

Na końcu trasy, tuż przed wejsciem na odcinek prowadzący do Groby Hrabiny i źródeł Sanu, znajduje sie wiata, oraz stolik z ławkami. Nasza mała gupka na chwilke sie tu zatrzymała… ale ciszy nie było. Bo za chwilkę nadjechały dwa autokary i kilka osobowych aut. I na tym koniec wycieczki w wersji kameralnej.

Od tej pory, opórcz naszej grupki była grupa ok 100 osobowa z autokarów.

Siedziałam przy stoliku, gdy dołączył do mnie pan ze straży granicznej. I obowieszczono, że ma on pieczątkę i można sobie przystawic ja na pamiątkę. To, co działo się później, można porównać do rzucenia ziarna wygłodniałym kurom – tłum rzucił się po pieczątki, zapominając o kulturze osobistej. Kiedy udało mi się uwolnić z tego chaosu, zgłosiłam przewodnikowi, że razem z dwiema innymi osobami chcemy iść dalej …

I tak to podreptaliśmy sobie w 3 osoby do kolejnego punktu (czyli Dworu Stroińskich) w ciszy i spokoju…

Dwór Stroińskich

Dwór Stroińskich, znajdował się w miejscowości Sianki, na terenie obecnej granicy polsko-ukraińskiej. Był to niegdyś elegancki majątek należący do rodziny Stroińskich, którzy byli właścicielami okolicznych ziem. Dwór pełnił rolę centrum życia towarzyskiego i gospodarczego wsi.

Dziś pozostały po nim jedynie fragmenty fundamentów i zarys dawnej zabudowy. W otoczeniu ruin można odnaleźć tablice informacyjne opisujące historię tego miejsca oraz ślady dawnego ogrodu. Dwór nie przetrwał próby czasu, jego ruiny, przypominają o burzliwej historii tych terenów.

Grób Hrabiny

Hrabina Klara Stroińska i jej mąż Franciszek Stroiński byli właścicielami majątku w Sianach, których życie przez wiele lat owiane było romantyczną legendą. Według opowieści, Klara miała umrzeć młodo, a jej zakochany mąż przez wiele lat codziennie odwiedzał jej grób, nie mogąc pogodzić się z jej stratą. Ta historia dodawała tajemniczości i romantyzmu ich grobowi, będącemu dziś jednym z symboli dawnych Sian.

Jednak najnowsze badania, przeprowadzone, gdy napisy na ich nagrobkach stały się trudne do odczytania, odkryły inny przebieg wydarzeń. Ustalono, że Franciszek Stroiński zmarł jako pierwszy, w 1839 roku, a Klara odeszła rok później, w 1840 roku.

Choć legenda o wieloletnich wizytach męża na grobie ukochanej okazała się piękną, lecz nieprawdziwą opowieścią, to i tak to ładna romantyczna historia…

Punkt widokowy na Sianki – spojrzenie na Ukrainę

Jednym z ciekawszych miejsc na trasie prowadzącej na Opołonek jest punkt widokowy, z którego można zobaczyć miejscowość Sianki po ukraińskiej stronie granicy. Sianki, kiedyś były ważnym ośrodkiem turystycznym, słynącym z narciarstwa i letnich kurortów. My z daleka usłyszeliśmy nadjeżdzający pociag.

Kiedyś przez Sianki przebiegał ważny szlak komunikacyjny, a obecnie granica rozdziela tę miejscowość na dwie części: polską i ukraińską.

Warto zatrzymać się tutaj na chwilę, zrobić zdjęcie i nacieszyć oczy widokiem. Dla mnie było to miejsce pełne refleksji – z jednej strony podziwiałam piękno przyrody, z drugiej myślałam o tym, jak granice mogą zmieniać życie ludzi i krajobraz miejsc.

Jeśli będziecie w okolicy, koniecznie zwróćcie uwagę na ten punkt widokowy. To krótki przystanek na trasie, ale robi wrażenie.

Źródła Sanu

Przy punkcie „źródło Sanu” znajdują sie słupki graniczne oraz obelisk z krzyżem, który upamiętnia dawną granicę II Rzeczypospolitej oraz mieszkańców tej części Bieszczadów. Na obelisku widnieje tablica z inskrypcją, przypominająca o historycznym znaczeniu tego miejsca.

Tuż obok obelisku znajduje się niewielkie, dostępne dla turystów źródełko, które symbolizuje początek Sanu. Chociaż faktyczne źródła tej rzeki znajdują się głębiej na ukraińskim terytorium, to właśnie to miejsce pełni rolę dostępnego dla zwiedzających symbolu.

W górę na Opołonek – wzdłuż granicy

Od Źródeł Sanu rozpoczęła się bardziej „zorganizowana” część wyprawy. Straż Graniczna i pracownicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego pilnowali, byśmy poruszali się w zwartej grupie. Szliśmy wzdłuż granicy, która wyraźnie odcinała się w krajobrazie. Po obu stronach regularnie wycinane są rośliny, pozostawiając charakterystyczny pas niczym na miedzy.

Za obeliskiem przy źródle Sanu – jest widoczna trasa prawodząca na Opołonek. Jak widać nie wiele trzeba by przygotować ja do turystyki indywidualnej. No bo kto by z nas na wschód sie pchał;-) a druga strona oddzieliła sie od Polski rozstawiając siatkę…. i ponoc mocno jej pilnuje.

Wejście na Opołonek zaskoczyło mnie – ostatnie podejście, choć na mapie wyglądało na proste, było strome i wymagające. Na szczycie – przerwa na odpoczynek i wspólne odśpiewanie hymnu. Dla mnie było to nieco surrealistyczne, zwłaszcza że chwilę wcześniej niektórzy uczestnicy wycieczki nie mieli problemu z zostawianiem śmieci. Wiec, z jednej strony patryjotyzm, a z drugiej nieszczenie własnie tej wspaniałej krainy, za która chcą ginać z szablą w dłoni. oj gryzie mi się to…


Powrót przez Skały Dobosza

W drodze powrotnej strażnicy pokierowali nas inną trasą, przez Skały Dobosza. Szlak był dużo mniej wymagający, i łączący sie ze trasą w paśmie granicznym, która była przez nas wcześnej pokonywana. I później juz wracaliśmy po swoich śladach.

Skała Dobosza, jest jedną z wielu formacji skalnych związanych z legendą słynnego zbójnika Ołeksy Dowbusza, zwanego również „huculskim Robin Hoodem”. Ołeksa Dowbusz działał w XVIII wieku na terenach Karpat, rabując bogatych i dzieląc łupy z biednymi. Dzięki swoim czynami zdobył sympatię lokalnej ludności i stał się bohaterem licznych opowieści.

Według legendy, Skała Dobosza miała być jedną z kryjówek Dowbusza. Legenda głosi, że pod skałą Dobosz ukrył ogromne skarby, które można odnaleźć jedynie w noc przesilenia letniego. W tym czasie otwiera się wejście do ukrytych pieczar.

Trzeba by teraz zaplanować wycieczkę po skarby 😉

Lód włóknisty

Podczas tej wędrówki natknęłam się na niezwykłe dla mnie zjawisko – lód włóknisty, zwany również lodem igłowym (needle ice). To formy powstają, gdy wilgoć z gleby przemieszcza się ku powierzchni, gdzie zamarza, tworząc delikatne, cienkie „igły” lub „włókna” lodowe. Wyglądały jak miniaturowe rzeźby wyrastające prosto z ziemi. Spacer po ścieżce pokrytej błyszczącymi włóknami lodu był niczym wejście do baśniowego świata – krajobraz urzekał swoim niecodziennym pięknem.

Lód włóknisty tworzy się najczęściej na luźnej, wilgotnej glebie, szczególnie w miejscach, które zostały naruszone przez człowieka, takich jak szlaki turystyczne czy leśne drogi. Choć jego powstawanie jest częścią naturalnych procesów, ma również wpływ na środowisko – rozszerzając się, może mechanicznie kruszyć glebę i zwiększać jej podatność na erozję.


Co dalej?

Zdobycie Opołonka to spełnienie marzenia, choć zorganizowana forma nie była dla mnie idealna, stanowiczo wole wędrówki SOLO lub w małych 2-4 osobowej grupie. Na liście marzeń wciąż mam inne szczyty na granicy polsko-ukraińskiej, jak Kińczyk Bukowski, Jasienów czy Rozdoły – przejście aż do Przełęczy Bukowskiej. Mam nadzieję, że kiedyś będzie można je zdobywać bez ograniczeń i bez dołączania do jakiejś wielkiej grupy.

Trzymaj kciuki za realizację kolejnych marzeń 🙂


Niezbędnik wędrowca

Niestety po przejściu wycieczki można było poznać, gdzie były przerwy na kanapkę i za potrzebą.. wszędzie powiewały kawałki papieru/chusteczek. z jednej strony ludzie śpiewają Hymn, który niby świadczy o patyjotyźmie, a za chwilkę zaśmiecają terytorium tej wspaniałej ojczyzny, która „szablą odbijemy”. Dbajmy o przyrodę, czasami tak nie wiele trzeba – zabrać swoje rzeczy. W przyrodzie nie ma na nie miejsca.

Idąc w góry – zabierz ze soba plastikową torebkę. Zbieraj w nią swoje śmieci, chusteczki, resztki kanapek, ogryzki, papier toaletowy. W przyrodzie nie ma miejsca na śmieci. Zabieraj je ze soba. Rozumiem, że ziemia jest czasami zamarznięta i nie można zakopać papieru toalatowego/chusteczek – ale to nie powód dla których maja one zdobić szlak. Wrzuć do plastikowej torebki i wyrzuć na kwaterze/domku w którym śpisz.. zadbaj by nie zostawiać swoich śladów, one nie podnoszą walorów krajobrazowych.