RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
BieszczadyGóryNiebieski Szlak KarpackiPodróże

Niebieski Szlak Karpacki: Koliba – Ustrzyki Górne (7 z 14)

Dzień 7-ty na Niebieskim Szlaku Karpackim… w końcu cywilizacja na szlaku. Jestem w końcu w Bieszczadach.

Dzień 7 z 14: dzisiaj trasa: Koliba – Ustrzyki Górne
Góry Sanocko-Turczańskie, Bieszczady
Najwyższy punkt: Magura Stuposiańska, 1016 m n.p.m.
Punkty: 36 GOT
Łącznie do przejścia: 430 km
Dziś do przejścia: 25.8 km – 8:35 h
Zostało po dzisiejszym dniu:
Link do mapy: https://mapa-turystyczna.pl/route/3f2kb
Link do planu oraz informacji o sklepach i noclegach na trasie: TU

Dylematy wędrowca

Gdy budzę się za oknem mży. Moje butki zdążyły przeschnąć. I aż mam drgawki jak myślę o tym, że znów mam wyjść na deszcz. Naprawdę? miał być najdzikszy szlak górski, a nie najbardziej mokry. W sumie nawet długo tego nie rozważam, ustawiam budzik „za godzinę” i idę spać… Na logikę to bez sensu, bo czy wyjdę teraz czy za godzinę – nadal moje buty po przejściu 10 metrów będą ociekające wodą.. Ale każdy pretekst jest dobry by dłużej pospać. Gdy wstaje nadal mnie ogrania lenistwo. Jedna herbatka. Druga herbatka. Owsianka z plecaka. Zakładam suche (!!!) skarpety wodoszczelne – i z ociąganiem wychodzę.
A gdy opuszczam Kolibę – gdzie wszyscy jeszcze śpią, a z pokoju sąsiadów dobiegają gwizdy i chrapania niczym z domu drwala..

Na szlaku

….i gdy tylko wychodzę, bach! Noga w kałuży. Buty są mokre. Brawo… Trzeba patrzeć pod nogi, a nie rozglądać się tu i ówdzie. Po chwili idę już szlakiem – dobrze, że mam stuptuty. Bo chociaż przestało padać, to wszystkie liście krzaków jeżyn i innych roślin, wszystkie trawy, przez które przechodzę, są mokre. Więc stuptuty chronią mnie przed tą zimną poranną wilgocią.

Idąc, analizuję, w którym miejscu się wczoraj zgubiłam. Ale jakoś nie mogę znaleźć tego miejsca. Rozpoznaję charakterystyczne punkty – jakieś połamane konary, zrzucone gałęzie itp. – i trasa wydaje się znajoma. Więc zupełnie nie wiem, jak to się stało, że nie mogłam trafić do Koliby. Cóż, ahoj przygodo, i tyle.

Idąc przez trawy i czepliwe jeżyny, po przejściu 4 km (ok. 1:25 h) docieram do punktu sprzedaży biletów do Bieszczadzkiego Parku Narodowego (bilety też można kupić online) w Pszczelinach-Widełkach. CYWILIZACJA – mój telefon łapie zasięg. I już po chwili dostaję troskliwe zapytanie, czy wszystko w porządku, bo wczoraj nic nie napisałam, nie zamieściłam relacji z przejścia. No ale wiadomo – w Kolibie nie ma zasięgu. Dobrze mieć takiego Anioła Stróża, który troszczy się i czuwa z daleka, czy wszystko ok. Dziękuję Ci bardzo.

Chwilkę spędzam przy budce z biletami. Pan, widząc mnie, od razu wie, jaki jest cel mojej wędrówki. W końcu, jaki mógłby być inny powód, by wędrować z dużym plecakiem i do tego obwieszonym suszącymi się skarpetkami? Wyglądam jak choinka, ale trudno – ważne, żeby rzeczy uschły. Trochę (delikatnie mówiąc) jestem już zmęczona tym ciągłym deszczem. Przy budce z biletami jest stolik, więc mogę rozłożyć swój górski szpej, zdjąć stuptuty, zdjąć pelerynę.

Teraz, gdy jestem w sercu „dzikich” Bieszczadów – wchodzę na bardzo ucywilizowany i szeroki szlak prowadzący na moje ukochane Bukowe Berdo. Z Pszczelin-Widełek, z punktu sprzedaży biletów, na szczyt Bukowe Berdo jest 9,4 km, czyli ok. 3:45 h. Ale najważniejsze, że nie pada.

Na Bukowym Berdo już byłam tyle razy, że nie zliczę. To jeden z moich ulubionych szlaków. Najczęściej wchodzę od strony Pszczelin-Widełek – dla mnie jest to jedyne słuszne podejście 🙂

Początek drogi prowadzi „drogą leśną” na którym tradycyjnie mnie wita ostrzeżenie przed niedźwiedziami. Potem szlak prowadzi przez strumień i w końcu jestem na właściwym szlaku. Biorąc pod uwagę, że Bieszczadzki Park Narodowy wszędzie instaluje progi antyerozyjne różne kładki, to zdumiewa mnie (i jednocześnie zachwyca), to że park nie zrobił tu mostku, jakiejś kładki. Dla mnie to nadal atrakcja, to przejście przez wodę. A przecież przez ostatnie dni sporo mostków zbudowałam z gałęzi i przejść z kamieni…

Droga jest urozmaicona i prowadząca długo przez las. Wiem, że wiele osób właśnie przez to lesnie przejście rezygnuje z wejścia na Bukowe Berdo z Pszczelin.

To co dziś mnie rozbraja.. to ilość oznaczeń szlaku…. Tyle oznaczeń robią łącznie przez pierwsze 3 dni nie widziałam;) !

Gdzieś pewnie w połowie szlaku na szczyt znajduje się deszczochron. Wiec, dla mnie oznaczało zmianę skarpet wodoszczelnych na skarpety zwykłe. I przy tej okazji rozpoczęłam ponowna akcję suszenia skarpet wodoszczelnych na plecaku. Osoby, które ich używają wiedzą, że to nie jest prosta i szybka sprawa.

Korzystając z tak wygodnego miejsca – wyjmuje jedzenie. Ostatnia porcja (poza potrawkami LIZO) jedzenia.. dobrze, że schodzę do Ustrzyk Górnych.

Siedząc sobie w wiacie widzę przemierzających ludzi. WOW.. ludzie na szlaku.. Po tych kilku dniach gdzie szlak miałam na wyłączność, nagle czuje się jak na przysłowiowej Marszałkowskiej.

Chociaż lubię to podejście, to i tak z radością powitałam wyjście z lasu. Ciszyłam się na widoki. Najpiękniejsze Bukowe Berdo jest wtedy gdy są czerwone korale jarzębin. Tym razem to mnie nie czeka, ale za to widoki tu są cudowne… zdjęcia tego nie oddają i jeszcze teatr chmur…pięknie…

Tak przy okazji to nazwa Bukowe Berdo pochodzi od słów „bukowe” (niespodzianka co? 😉 haha ) i „berdo” – czyli określenia stromego, skalistego grzbietu górskiego.
Bardzo sie cieszę że w końcu na mnie nie pada, że uwieczniam każdy kamyk, kwiatek. Ciągle przysiadam lub przystaje i podziwiam widoki. W końcu! czuje sie bardzo wygłodniała pogody i widoków po tych kilku dniach.

Samo Bukowe Berdo składa się z kilku wierzchołków wzdłuż grzbietu,chociaż jest to prawie niezauważalne gdy się idzie.
Po drodze mija się:
– Połoninę Bukowe Berdo, czyli najwyższy wierzchołek – 1311 m n.p.m.
– Środkowy Wierzchołek – około 1310 m n.p.m.(no popatrz znów mam swój szczyt)
– Niższe wierzchołki na zachodnim końcu grzbietu (ok. 1200–1250 m n.p.m.)

Kiedyś szukałam różnych legend Bieszczadzkich…

Według jednej z opowieści, dawno temu na Bukowym Berdzie pasł owce młody pasterz. Pewnego dnia mgła tak gęsta spowiła połoniny, że chłopak zgubił stado i wędrował w poszukiwaniu zwierząt aż do zmroku. W końcu usiadł na skałach, a zmęczenie pokonało go. Gdy zasnął, przyśniła mu się postać starego góralowego ducha, który pokazał mu skarby ukryte pod grzbietem Bukowego Berda. Legenda głosi, że w szczelinach skał wciąż można odnaleźć złote monety lub kawałki bursztynu – ale tylko ci, którzy mają czyste serce i dobre intencje, będą mogli je zobaczyć.

Z Bukowym Berdo jest też opowiastka o moich siostrzyczkach – Czarownicach. W dawnych dawnych czasach w czasie sabatów miały się one zbierać się na górskich szczytach Bukowego Berda. W nocy, zwłaszcza w wietrzne dni, miały odprawiać magiczne rytuały, a światła ich ognisk czasem widzieli wędrowcy z dolin. Podobno, gdy wiatr świszcze wokół grzbietu, niektórzy twierdzą, że słychać w nim odgłosy ich śmiechu.

Mnie niestety pod koniec Bukowego Berda dogadania przekleństwo ostatnich dni… Koniec pięknych widoków. Zostaje mi tylko teatr chmur. Ale teraz jestem już tym zmęczona. I pragnę słońca..

Na szczęście schodząc z Bukowego Berda – zostawiam tam mleko.
Zejście z Bukowego Berdo jest po schodach – czyli po progach antyerozyjnych. Trzeba trochę uważać, bo trochę zarosły trawą, wiec łatwo zawadzić i potem „z górki na pazurki”.

Zejście prowadzi aż do Przełączy GOPR. Dzisiaj to już mityczne miejsce, bo na wysokości 1160 m n.p.m. kiedyś był w sezonie rozłożony biały namiocik w którym urzędował sezonowy punkt GOPR. Pamiętam go ze swoich pierwszych pobytów w Bieszczadach. Wtedy będąc na szczycie zastanawialiśmy się, cóż to za biała płachta jest na przełęczy. Niestety z czasem ten sezonowy punkt został zlikwidowany. Jak mi kiedyś tłumaczył pewien szacowny i wiekowy GOPRowiec w stanie spoczynku – punkt został zlikwidowany z powodu oszczędności.

Stopniowo docieram do Siodła pod Tarnicą – czyli, przełęczą pomiędzy Tarnicą a Tarniczką. Przez ułamek chwili zastanawiam się nad wejściem na Tarnicę, ale … moje zapasy wymagają uzupełnienia i jestem trochę w niedoczasie. A poza tym, widzę podążających na szczyt ludzi, a dla mnie ta ilość ludzi jest lekko szokująca;-) i na szlaku jest trochę za tłocznie dla mnie. Normalnie zdziczałam przez te kilka dni 😉

Schodząc do Wołosatego poznaję Agnieszkę. Miłośniczkę Bieszczadów… Chwilkę gadamy …a potem olśnienie – muszę pędzić bo mi chleb wykupią!!! i sklep zamkną. A ja jutro muszę wyruszyć wcześnie rano, zanim sklep otworzą i dowiozą chleb….

Jeśli będziesz mieć więcej czasu niż ja, to obok szlaku znajduje się stare Cerkwisko -poświęć chwilkę i spędź trochę czasu wśród duchów przeszłości. O

Na samym końcu szlaku – przed wejściem na asfalt – przy budce z biletami do Bieszczadzkiego Parku Narodowego widzę tablice GSB – rok temu gdy szłam Głównym Szlakiem Beskidzkim nie było jej. A to ważne miejsce 😉 chociaż ta tablica powinna stać w innym miejscu – na początku szlaku GSB, czyli na przeciwko parkingu i sklepu z szyldem „Ostatni sklep na szlaku”. Robię sobie pamiątkowe zdjęcie i pędzę dalej. Po fakcie okazuje się, że zdjęcie rozmazane.. i nie wiele na nim widać 🙁 taki pech!

Gdy zmierzam do Ustrzyk Górnych odruchowo słysząc auto odwracam się macham ręka. Auto się zatrzymuje, a w aucie Agnieszka i jej przyjaciel który po nią przyjechał. Zabierają mnie i podrzucają aż pod sam sklep. Wiem..wiem powinnam iść pieszo co do ostatniego kilometra;) ale głód i moje stopki domagają się uwagi. ..i niech będzie to rekompensata za te wszystkie okłady z błota;) a poza tym – ileż to razy tą trasą szłam 😉

Serdecznie pozdrawiam Agnieszkę i jej przyjaciela i bardzo dziękuje za zabranie mnie. Zakupy zrobiłam, że aż z przerażeniem patrzyłam na nie.. czy zmieszczą się w plecaku. Ale kolejny sklep porządny dopiero w Wysowej Zdrój.

Nocleg spędzam w kolejnym świętym domku, czyli w domu rekolekcyjnym w Ustrzykach Górnych. Pokój mam tak położony że mam łazienkę na wyłączność. Rozpusta… i do tego dostałam pół szklanki proszku prania. Wiec, robię porządne pranie. Więc, jutro na szlak wyjdę na szlak pachnąca… Bieszczady przygotujcie się! będę świeża i pachnąca 🙂

Dzisiaj obżarstwo w końcu jedzenie.. prawdziwe jedzenie. Żadnych potrawek lizo z torebek. Jestem w raju 🙂


Przydatne informacje dotyczące Niebieskiego Szlaku Karpackiego: Rzeszów Grybów

Mój plan: Zobacz
Sklepy na trasie: Ustrzyki Górne (dwa sklepy) i Wołosate (ostatni sklep na szlaku)
Wiaty: przy wejściu na Bukowe Berdo i potem przy zejściu. Pod Siodłem pod Tarnicą też była wiata – ale chwilowo (mam nadzieję) rozebrana.
Źródła wody: pod Tarnicą..
Noclegi (zobacz: listę noclegów):
* dzień rozpoczęłam w Kolibie
* dzień zakończyłam w Domu Rekolekcyjnym w Ustrzykach Górnych
Odznaki za przejście: Zobacz.

Jeśli uważasz, że informacje są przydatne postaw mi wirtualną kawę.
Dzięki temu będę mogła dalej dzielić się swoja pasją, a Ty zaoszczędzisz czas na planowaniu i poszukiwaniu informacji