RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
Niebieski Szlak Karpacki

Niebieski Szlak Karpacki: Dynów – Krasiczyn (2 z 14)

Dzień drugi wędrówki Niebieskim Szlakiem Karpackim Rzeszów – Grybów, ponoć najdzikszym szlakiem górskim w Polsce …ale czy to prawda? sprawdź…

Dzień 2 z 14: dzisiaj trasa: Dynów – Krasiczyn
Region: Pogórze Dynowskie, Pogórze Przemyskie
Najwyższy punkt 489 m n.p.m.
Punkty 47 GOT
Łącznie do przejścia: 430 km
Dziś do przejścia: 46.9 km
Zostało: 341,7 km
Link do mapy: https://mapa-turystyczna.pl/route/3f2km
Link do planu oraz informacji o sklepach i noclegach na trasie: TU

Zanim wyszłam na Niebieski Szlak Karpacki

Dzisiaj poranek witam w Dynowie. To miasto o ponad 600 letniej tradycji. A przecież tu każdego dnia zaczyna się od nowa, gdy dawno temu Turcy spalili osadę, to został odbudowany od nowa (łac. de novo). Tak wiem, wiem.. są też inne wyjaśnienia nazwy, że niby od nazwiska, że być może z języka alańskiego bo „rzeczka” „dana”, a „woda” to „danaw”. Ja wędrówkę dzisiaj zaczynam od nowa 🙂

Niestety poranek w Dynowie powitał mnie deszczem, gdy uradowana wyszłam z Hotelu Aleksandria uwalniając z dyżuru mojego osobistego ochroniarza, albo nocnego recepcjonistę…. szybko uciekłam pod parasole stające przy hotelu. Pada!!! ależ niefart… I o tak ma być codziennie? deszcz, deszcz i błoto? No nic, szybkie przebieranko przed hotelem, bo hotel już zamknięty. Ubieram stuptuty i pelerynę.. i ahoj, przygodo!

Samo przejście przez miasto jest trochę długie, ale nie jest nudne.. bo ciągle jest coś do oglądania.. Mnie ono ciekawi

Idąc przez miasto napotykam ciekawą rzeźbę autorstwa Mariusza Mogilanego. Na stronie rzeźbiarza można zobaczyć jak ona postawiała. Zajrzyj u niego do sekcji „rzeźba autorska” , co sądzisz o jego pracach?

Potem za rzeka, po chwili już jestem na takim szlaku -szlaku, pełnym błota i mokrej trawy, a nie asfaltu. Mijam Pana Gospodarza, przemiły mężczyzna, który przeprasza mnie za to, że jest ubrany po gospodarsku, a dzisiaj przecież niedziela. Ale on musiał krowy wyprowadzić na łąkę… Potem, szukam tych krów, ale chyba się gdzieś schowały, bo padało.. z każda chwilką coraz bardziej… Pan Gospodarz i jego krowy zasilą galerię zdjęć nie zrobionych. Jakoś nie mam odwagi pytać ludzi czy mogę ich uwiecznić…

Drogi Czytelniku, nigdy nie narzekaj na asfalt 🙂 bo po chwili możesz mieć błotko i nogi będą Ci się układać w szpagat…a buty nagle zamiast 260 gram będą ważyć 1500 gram.. zastanów się zanim kiedykolwiek zaczniesz na cokolwiek narzekać 🙂

Trzeba przyznać, że tego dnia szlak nawet przez chwilkę nie pozwolił mi uznać, że jest ucywilizowany i nudny…

Po pokonaniu pierwszych przeszkód, na szlaku pojawia się nowy typ oznaczeń szlaku. W pierwszej chwili pomyślałam, że to śmieci ktoś porzucił. Ale nie, to rodzaj oznaczenia szlaku. Takie i podobne oznaczenia będą mi towarzyszyć jeszcze kolejnego dnia… Ciekawe kto to wymyślił:) ale tak czy inaczej – bardzo to ułatwia wędrowanie, bo nie trzeba wgapiać się w komórkę gdy ma się wątpliwość czy idzie się szlakiem czy nie… Dziękuję.
I mam nadzieję, że PTTK znakując szlak tradycyjnie pozbiera te kawałki niebieskiej i biało-niebieskiej foli 🙂 Chociaż martwię się, że nasza polska prowizorka zawsze się ma dobrze.. i już zawsze będą powiewać kawałki foli. Ale z drugiej strony to jakieś urozmaicenie.

Czyżby to zamek, a może napiję się kawy w pałacu na Niebieskim Szlaku Karpackim?

Dochodząc do Pracówki z oddala mój wzrok przyciągały różowe kopułki. Urodziłam się w pałacu, (brzmi to szumnie, a rzeczywistość jest nieco bardziej przyziemna), chociaż nie mam błękitnej krwi – i moją uwagę przyciągają te obiekty i lubię je zwiedzać. Wiec, już zatarłam ręce.. już wymarzyłam sobie kawę w pałacowych, czy zamkowych wnętrzach (pal licho, że nie mam stosownego wdzianka)… z ogromna radością i szybkością podążałam szlakiem w kierunku kopułek…

I jakież moje rozczarowanie było ogromne. Gdy to nie kopuły z pałacowych wież, ani zamkowych. To kościół! Obiecuje, zrealizuje receptę na okulary… kiedyś 🙂

Przy okazji znalazłam krowę;) chociaż nie sądzę by była to krowa tego Pana Gospodarza z Dynowa..

Kościół którego kopułki mnie przyciągnęły, jest w miejscowości Piątkowa. To jedna, z tych miejscowości których historia jest bardzo długa, a jednocześnie gdy patrzy się na nią tego nie widać.
Wioska sięga swoją historią aż do 1448 i należała do rodu Kmitów – których ruiny zamku miałam już okazje oglądać (zobacz: Zamek Sobień – zamek z którego duch się przeniósł do innego) . Potem oczywiście właściciele się zmieniali. W okresie międzywojennym wioska była jedną z największych na Pogórzu. Działał tu folusz 🙂 i tartak.. Folusz to maszyna do obróbki „dodania spoistości” tkaniny wełnianej 🙂 od nazwy maszyny brała nazwa budynku w którym się urządzenie znajdowało :).
Trudne czasy przyszły w XX wieku. NKWD wywiozło część ludzi na Sybir, cześć została zamordowana przez UPA, a część potem po wojnie przesiedlono do ZSRR. Ciężka jest ta nasza historia.

W Piątkowej znajduje się również cerkiew. Wiec, jeśli masz trochę czasu – zbocz ze szlaku i pozwiedzaj. Mi tym razem się udało.

Uwaga Niedźwiedź na Niebieskim Szlaku Karpackim.

W związku z tym, że pierwszy odcinek dzisiaj przeszłam w deszczu, a potem po błotku, po trochę po łąkach i drodze, przyszedł czas na posiłek. Po zobaczeniu kopułek, wstrzymałam się z posiłkiem, ale jak już wiesz z posiłku w pałacu/zamku nie wyszło. Wiec, poszłam dalej, mając nadzieję na jakieś urokliwe miejsce. Niestety wszędzie teren podmokły, trochę miałam nadzieję że zapytam przy jednym z domów który mijałam czy mogę skorzystać z altanki, ale właściciele się szybko schowali do domu, wiec może nie mieli ochoty na rozmowy, a może zwyczajnie byli zajęci swoimi sprawami.

Kawałek za ich domem, była mała mokra łączka i droga, chciałam powędrować dalej – ale tu zagrodziła mi drogę tabliczka „UWAGA! Niedźwiedź”. Ale że jeden? sztuk jeden/ jak jeden to samotny i pewnie głodny, Wróciłam, pod chatę i mokrą łączkę i tam zjadłam posiłek. Za dużo jedzenia nie miałam, tak w sam raz na jeden dzień (nie licząc zapasowych obiadków typu LIZO), wiec, z dużym brązowym ssakiem nie mogłam się dzielić – on i tak by się tym nie najadł.

Po posiłku wkroczyłam dziarskim krokiem na szlak. Ale tylko przez chwilkę.. po po chwili nogi mi się rozjeżdżały, albo wpadały mi po kostki w błotko i wyglądałam jak postać z kreskówki. Myśl o tym, że jeden samotny niedźwiedź gdzieś za krzaków się przygląda moim dziwnym poczynaniom nie pomagały w dziarskim kroku. Trasa jak na zdjęciach – zabłocona i zarośnięta przede mną 🙂 ahoj, przygodo!

Potem ścieżka się poszerzyła, potem już było więcej ścieżek. I trzeba było rozglądać się, i szukać trasy. Pojawiły się też oznaki cywilizacji – czyli ambona myśliwska i ślady opon na błocie..

I nagle las się skończył i wylądowałam na skraju pola. A z ziemi wyrastała tabliczka informująca że wcale nie zboczyłam ze szlaku. Najpierw myślałam że pan gospodarz orząc pole znalazł tabliczkę i tak zostawił. Ale jeden z kolegów z grupy NSK wyprowadził mnie z błędu – to on znalazł tabliczkę i tak wstawił, tak by Ci którzy idą z Grybowa do Rzeszowa, wiedzieli w którym miejscu do lasu trzeba wejść.
Potem trasa już prowadzi skrajem lasu.. i jak widać szlak jest świetnie oznaczony:) znakarze wiedzą, że w Polsce wycinamy drzew na potęgę, wiec zostawiają dużo oznaczeń. nawet na sąsiednich pniach 🙂

Spacer wzdłuż pola, kończy się na cudownej łące. Łące pełnej kwiatów. Jest cudownie, a przecież jeszcze chwilkę tonęłam w błocie i gubiłam się w lesie 🙂 a tu taka piękna niespodzianka. I jeszcze wścibskie konie. Gdy mnie tyko zauważyły w oddali porzuciły posiłek i pogalopowały w moim kierunku.. przez chwilę się zastanawiam czy jest jakieś ogrodzenie.. czy też za chwilę zawrę z nimi bliską przyjaźń. Koniki podbiegły do ogrodzenia, popatrzyły na mnie.. i wróciły do siebie. A ja rozłożyłam się na pelerynie na łące licząc ze peleryna chroni mnie przed ewentualna przyjaźnią z kleszczami. A że łąka cała była życia – wyciągnęłam swoja moskitierę.. wyglądałam jak czarna wdowa na kolorowej łące. Ważne, że skutecznie mnie chroniła przed owadami… ta łąką mnie rozleniwiała.. słońce, kwiaty i jeszcze widok na konie. Lenistwo, lenistwem.. ale szlak czeka.. wiec komu w drogę temu w drogę 🙂

Po chwili znowu znowu wędrowałam lasem. A w lesie trochę niespodzianek:) ale dzięki temu nie ma nudy na tym szlaku…

Na trasie co jakiś czas budowałam mostki „dla potomnych’ 😉 mostki na miarę moich możliwości.. i czasu 🙂 czasami nie dało się obejść małego stawu na ścieżce.. a wchodzić do lasu głęboko – nie miałam już za bardzo czasu.. poza tym nigdy nie ma gwarancji czy za chwilkę nie będzie powtórki z rozrywki Wiec, zostałam budowniczym mostów.
Miałam też trochę zabawy z takimi budowami;) niektóre gałęzie i kamienie nie chciały ze mną współpracować i spadały w inne miejsce niż planowałam, albo tonęły i nawet czubeczek ich nie wystawał z małego stawu… ale zabawa była fajna:)

Na błotko i leśne atrakcje nie ma co narzekać, bo po chwili pojawi się szutrówka… a potem znowu „ej. szlak…gdzie ty jesteś” 😉

Ten szlak jest bardzo bardzo urozmaicony. raz błotko raz droga.. Moje buty idealnie zbierają błoto ze szlaku. Co jakiś czas zatrzymuje się i kijkiem odlepiam masę błota, inaczej buty robią się mega ciężkie.

W Sufczynie spędziłam sporo czasu na przystanku autobusowym. Bynajmniej nie dlatego że czekałam na autobus. Brakowało mi jakiegoś miejsca gdzie można wygodnie usiąść. Bo słoneczko wyszło, ale ziemia cała była podmokła.

Między Sufczyna a Hutą Brzuską widoki takie ze wynagradzają wszystkie niedogodności. Tak to ja mogę chodzić 🙂

Za Hutą Brzuską witają mnie tabliczki z informacją o niedźwiedziach..wkraczam na teren który określono jako ich ostoja…. na dodatek znowu zaczął kropić deszcz. Następnego dnia, spotkałam wędrowca który w tych okolicach chciał ugotować sobie obiadek. Wyjął kuchenkę, saganek.. zaczął gotować rosół z torebki, i wtedy wprosił się głodny niezbyt duży niedźwiedź. Głodny i ciekawy był tego co na obiad dzisiaj dają… Wędrowiec bohater zaczął krzyczeć i hałasować czy rozegrała się walka o obiad. Niedźwiedź, jako że lubi w spokoju posiłek zjeść – poszedł w las. A wędrowiec-bohater, skończył szybko jeść obiad i ruszył, dalej…bo po co ryzykować ze przyjdzie niedźwiadek ze wsparciem.

Sama droga przez ostoję niedźwiedzia jest nudnawa.. bo droga. Jak ktoś przyzwyczaił się do wędrówki przez chaszcze i przez błoto, oraz leśne stawiki, to umiera z nudów 🙂

Na szczęście prócz niedźwiedzi można liczyć też na inne atrakcje. Na przykład myśliwych i pszczoły. Myśliwy zawsze może wędrowca pomylić z jakimś zwierzęciem np. wielbłądem, a pszczoły… jak ktoś ma alergie, to wie jak motywują by opuścić ich krainę, niespiesznym dziarskim krokiem. Tym bardziej jak złości je lekka mżawka i skleja skrzydełka…

Kolejna atrakcja na szlaku jest Krzeczkowski Mur – jak będziecie mieć więcej czasu, to dołóżcie trasy by go obejrzeć dokładnie, a jak nie.. to możecie zadowolić się wybrzuszeniem. Krzeczkowski Mur zbudowany jest z fliszu, czyli skał osadowych powstałych na dnie dawnego oceanu, około 100 milionów lat temu. Ma on około 70 metrów długości i 20 metrów wysokości.

Gdy docieram do Krzeczkowej – jest już 19ta. Zadamawiam się w wiacie przy jakimś publicznym obiekcie. Czas na małe co nieco… i w drogę.. Wiata jest luksusowo wyposażona w kanapę z czasów PRL. Czyli, stara porządna wersalka – wiec, jak by co można się przespać 😉

Po chwili wędruje dalej.. i rozkminiam.. czy zdążę na głosowanie bo dzisiaj wybory..

Trochę mi zajęło przebrnięcie przez dzisiejszy szlak i obawiałam się, że zwyczajnie Komisja Wyborcza zamknie lokal. Szkoda by było. Wiec, postanowiłam zdać się na Pana Przypadka i pozwolić mu zdecydować. Zadanie miał Pan Przypadek takie: jeśli mam nie zdążyć to niech nadjedzie auto mi mnie zwiezie do lokali wyborczego Jeśli spokojnie zdążę, to niech nie będzie podwózki i wejdę sobie na szlak i zejdę niedaleko lokalu wyborczego… Jeszcze myśl nie przeminęła, gdy nadjechał rydwan. Odwróciłam się i zatrzymał się. Wiec, zapytałam Pana za kierownicą czy mógłby mnie zawieść do lokalu wyborczego w Olszanach. Pan popatrzył, ocenił mnie i zaprosił do auta. Trochę mi zajęło wsiadanie, bo przecież duży plecak, dyndająca peleryna, kijki których nie zdążyłam złożyć. Pan poparł mój potrzebę głosowania i dodał no tak „bo trzeba zagłosować na (tu padło nazwisko), bo go zniszczą w tej Polsce, niech jedzie do Europy”… No i rydwanem pojechałam na głosowanie. Dalsza rozmowa na szczęście nie była o polityce, bo już po chwili wiedziałam, że mamy inne poglądy, ale na temat gór, bo tu nasze poglądy się już pokrywały 🙂 było miło i sympatycznie. Fajnie się różnić, gdy znajdzie się wspólne tematy.

W lokalu wyborczym:)

Drogi czytelniku, musisz sobie tu wyobrazić jak wyglądałam: duży ubłocony plecak, kijki, peleryna powiewająca i wcale nie jak u Batmana, z boku powiewała moja moskitiera, niczym welon czarnej wdowy, na ciele trochę krwi tych którzy chcieli mojej krwi, ale przegrali ze mną.. Buty.. no cóż można powiedzieć o moich butach 🙂 słoma z nich nie wychodziła a błoto 🙂 I tak elegancko przystrojona wpadałam uradowana że zdążyłam do lokalu wyborczego

Z radością krzyknęłam „dzień dobry! ja u Państwa dzisiaj chcę zagłosować”…

i w tym momencie usłyszałam jak szczęki opadają na stoły za którymi siedziała komisja..

  • Ale że co? jak to tu!?!
  • No tak.. bo ja się do Państwa przepisałam w Internecie.
  • Ale jak to?…. gdzie?…
  • Pan z komisji zaczął wertować wielkie księgi…i po chwili wydał z siebie radosny okrzyk:
  • znalazłem panią!
  • pomyślałam: Ale że niby jak? ja tam się nie zgubiłam by mnie ktoś miał mnie znaleźć!
  • dowód poproszę.

nastąpiła standardowa procedura..

Jednak ja chciałam mieć pamiątkę z tego głosowania i poprosiłam komisję o to by zrobili mi zdjęcie.. Niestety wprowadziło to pewne zamieszanie i zakłopotanie.. W końcu jakaś pani odważnie zgodziła się że może zrobić mi zdjęcie.
Ustawiłam się przy urnie (wyborczej), szczerząc zęby (wcześniej sprawdziłam czy nie ma w nich resztek skrzydełek komarów i innych owadów które całkiem przypadkiem skonsumowałam przerywając dietę wege) i spytałam się pani czy już jest gotowa by zrobić mi zdjęcie (rzecz jasna moim telefonem).. pani potwierdziła, ja rzuciłam kartę do głosowania … a na zdjęcia którym mogłabym się pochwalić nie mam 🙂 ale o tym nie widziałam, poza tym jak powtórzyć ujecie rzucania karty do głosowania? 😉 musiałabym wyjąć ją z urny… a to wiadomo niedopuszczalne 😉
Gdy wyszłam przed lokal, czekał na mnie rydwan .. pan który mnie przywiózł, uznał że nie będę po nocach karmiła komarów i mnie zawiezie do Hotelu… w sumie się ucieszyłam.. chociaż to oznacza że trochę sobie dzisiaj trasę skróciłam.. Ale z drugiej strony, gdy policzyć te wszystkie zgubienia i szukania szlaku – to kilometrowo na jedno wyjdzie.. tylko ze ten kawałek był ponoć arcyciekawy.. bo maczeta potrzebna.. i spodnie wędkarza.. (ale może to plotki).

Hotel Impresja

Kolejny, czyli drugi, Hotel na mojej trasie.. i znów mam go do swojej wyłącznej dyspozycji (nie liczę uprzejmego pana z recepcji bo on jest w pracy).
Dawno temu, gdy zwiedzałam Zamek Krasiczyn i okolice – miałam okazje tu spać. Ale wtedy była tu też jakaś grupa zorganizowana… teraz miałam warunki, jak by tu powiedzieć luksusowe.. Łazienka co z tego, że nie w pokoju – tylko wspólna – ale i tak na wyłączność, bo nikogo nie było. Aneks kuchenny na wyłączność. Czułam się rozpieszczona pod tym względem. A do tego w pokoju miałam czystą pościel, telewizor, umywalkę, kanapę i stolik.. normalnie tu jest jak by luksusowo 🙂 Zupełnie wiem, czemu ludzie na FB źle mówią o tym obiekcie… 🙂 Polecam! 😉

Jeśli uważasz, że informacje są przydatne postaw mi wirtualną kawę.
Dzięki temu będę mogła dalej dzielić się swoja pasją, a Ty zaoszczędzisz czas na planowaniu i poszukiwaniu informacji

Przydatne informacje dotyczące Niebieskiego Szlaku Karpackiego: Rzeszów Grybów

Mój plan: Zobacz
Sklepy na trasie: Dynów, Krasiczyn
Wiaty: to ta z kanapą w Krzeczkowej – poza wiatami autobusowymi na trasie
Źródła wody: niezauważanym, ale można pobrać wodę ze strumieni, jak się ma filtr albo poprosić w domach.
Noclegi (zobacz: listę noclegów):
* dzień rozpoczęłam w Hotelu/Domu weselnym Aleksandria w Dynowie
* dzień zakończyłam w Hotelu Impresja
Odznaki za przejście: Zobacz.

Jeśli uważasz, że informacje są przydatne postaw mi wirtualną kawę.
Dzięki temu będę mogła dalej dzielić się swoja pasją, a Ty zaoszczędzisz czas na planowaniu i poszukiwaniu informacji