RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
MazowieckiePodróżePuszcza Kampinoska

Maraton pieszy im. Andrzeja Zboińskiego w Puszczy Kampinoskiej 2022

Tadam! udało się 🙂

To mój pierwszy maraton. Usłyszałam o nim przypadkiem, gdy odbierałam na początku roku swojego srebrnego koziołka GOT. O ile nie przepadam za maratonami w mieście, bo kojarzą mi się z walającymi śmieciami i ograniczeniami w ruchu, to ten mnie zaciekawił. NOCĄ PO PUSZCZY? cudnie.. chcę wsiąść udział i basta!

Dziś mało zdjęć.. bo jak tu robić zdjęcia gdy ciemność, ciemność widzę?;-)

Trochę o maratonie.

W tym roku był to 49-ty maraton. Do wyboru ma się kilka opcji kilometrowych:

  • 50 km
  • 75 km
  • 100 km
  • 125 km
  • 150 km

Przynajmniej dla 50 km – maraton rozpoczął się o godzinie 16:00 i 17:00. No dobra, część osób, się spóźniła na 16tą i została zorganizowana grupa pośrednia startująca o 16:20;-) Fajnie, że w organizatorzy byli wyrozumiali.

Wędrówki i kawa to idealne połączenie, postawisz mi kawę?

Moja trasa zaczynała Truskawiu. Dla 50 km maraton kończył się Tułowicach. Trasa; https://mapa-turystyczna.pl/route/3zmk9. Co roku trasa jest inaczej rozplanowana. Co jest fajne, zwłaszcza dla tych, którzy biorą udział po raz n-ty.

Na trasie są rozlokowane punkty kontrolne, wiec nie można zmienić sobie trasy, i pominąć jakiegoś odcinka, bo można pominąć jakiś punkt. Niestety przy punkcie nr 2 trafiły się takie osoby, zdziwione że to nie punkt 2. No i gucio.. nie wiem jak takie przypadki rozpatruje organizator maratonu. Koniec zabawy? Słyszałam ze niektóre osoby się wracają do punktu 1 by zdobyć upragniony stempelek. Ależ dobrze, że mi się to nie zdarzyło.

Ale była też trasa nocna zorganizowana „pod prąd”. I trasa dzienna zaczynająca się w Izabelinie. Wiec, do wyboru do koloru.

W Tułowicach na zainteresowany powrotem do Izabelina czekał autokar – za opłatą gotówką w wysokości 15 PLN.

EDIT: Trochę statystyk dot. maratonu:

  • 513 – zarejestrowanych uczestników
  • 444 – osoby pojawiły się na starcie
  • 406 – osób ukończyło maraton, z czego:
    • 315 osób ukończyło dystans 50 km
    • 35 – 75 km
    • 62 – 100 km w tym jeden pan w wieku 83 lat
    • 2 osoby skończyły maraton na dystansie 125 km
    • 1 osoba przeszła dystans 150 km

Najstarszy uczestnik: 83 lata (100km nocny maraton)

Najmłodszy: 16lat (dzienna 50tka)

Rekordzista przeszedł maraton 40 razy (w tym roku maraton był organizowany 49ty raz).

Kto idzie ze mną za rok?;)

Maraton czas zacząć

Na miejsce startu przybyłam z 40 minutowym wyprzedzeniem. Trochę bałam się o parkowanie. Ale nie potrzebnie. Wiele osób zostawiło autka w Izabelinie, dokąd miał przywieść nas autokar z Tułowic. Moja natura „nie rozwiązuj problemów, których jeszcze nie ma”, podszepnęła mi „zaparkuj auto na starcie. Skoro przejdziesz maraton 50 km to co to dla ciebie przejście z Izabelina do Truskawia” (dzisiaj powiem: haha.. naiwna!) a poza tym są autobusy… (haha)

Na stracie trochę osób było, grupki znajomych, pary, nieliczne osoby solo. i jeden wilczur.

Na początku, szłam na końcu. Ale już po kilku metrach odczułam ze to nie moje tempo. Wiec, dość szybko grupę wyminełam i przede mną daleko zobaczyłam chyba 3 czy 4 osoby, a pomiędzy nimi a mną, dziewczynę która szła szybkim sprężystym krokiem. ucieszyłam się, że ktoś będzie nadawał mi tempo .

Udało mi się, po jakimś czasie dziewczynę zdogonić. Chociaż nie było to łatwe. I przez pierwsze 29 km szłyśmy bardziej lub mniej razem. Dziewczyna biega w maratonach i uprawia biegi z przeszkodami.. Wiec, ja ganiająca się w parku ze ślimakami, byłam niezmiernie dumna z tego, że mogę iść prawie w jej tempie. Dla mnie ogromna satysfakcja.

Ogrom satysfakcji poczułam, gdy dogoniłyśmy te osoby, które zaczęły maraton o 16:00 i 16:20. Dla jasności, to nie był nasz cel. Po prostu szłyśmy, gadałyśmy i tak wyszło.. lekko jakoś i bez dramatu. Jakoś poza tym, ze jest mi ciepło nie odczuwałam dyskomfortu z szybkości.

Wędrówki i kawa to idealne połączenie, postawisz mi kawę?

Po drodze okazało się że spotkałam koleżankę z pracy, która też wzięła udział w maratonie, ale zaczęła o 16tej (ja o 17tej), Ale nie pogadałyśmy, ja podążyłam za „moją maratonką”. Trzeba przyznać, ze dziewczyna pruła do przodu i mało tego świetnie się znała trasę, wiec mnie trochę to rozleniwiało. Jej celem było przejście jak największego odcinka przy świetle dziennym. Pomysł słuszny.

Po drodze, gdy się ściemniło dobiegły dźwięki porykujących jeleni, Niesamowity dźwięk.

W między czasie zaczął kropić deszcz. Tak mżawka. dla której nie warto nawet peleryny zakładać. Potem był większy, ale i tak się nie chciało wyciągać rzeczy z plecaka..

I niestety zdarzyło się, że między czasie nie zauważyłam kamienia. I z całym impetem walnęłam w niego nogą.. aż się gwiazdki się pojawiły. trzeba bardziej uważać. Po ciemku łatwo zahaczyć o jakiś korzeń lub walnąć w kamień. Ale poza tym, fajnie się szło: ciemność i odgłosy nocy. Czasami tylko światełka w oddali. Ale czy podążać za światłem?

Przerwa na kanapkę

Po 29 km po przerwie na kanapkę i herbatę oraz zmianie skarpetek – moje kolano i stopy powiedziały chórem: Basta! albo zwolnisz albo koniec tej zabawy. Wygląda na to, że przerwa im zaszkodziły bo wcześniej nie czułam bólu. I w tym momencie rozstałam się z „maratonką” i poszłam sama w ciemna noc.

Bardzo odczułam,że idę sama (przez chwilkę), bo nagle musiałam ogarnąć rzeczywistość w postaci trasy. I wydało się. że moje lekkie potraktowanie sprawy (patrz niżej), zemściło się na mnie. Kilka razy poszłam nie tam gdzie trzeba, trzeba było się cofać. trzeba było wyjąć mapę z plecaka i przeanalizować „co dalej”. Niestety nie mogłam skorzystać z aplikacji. brak zasięgu. Ciemność widzę i przygodę:-)

Gdy okazało się ze przede mną nie ma światełek, a za mną są – to pojawiło poczucie odpowiedzialności. Gdy ja pójdę źle, jest szansa, że inni też pójdą za mną. I tak się stało. Przepraszam za sprowadzanie na manowce!

Gdzieś po 37 km dołączył do mnie miły głos. I potem sobie szliśmy i gawędziliśmy. Okazało się, że gawędząc chyba idę szybciej niż milcząc;-) haha.. zasilana na rozmowę :p Swoja drogą, to ciekawa sprawa, jak się rozmawia z kimś, kogo twarzy się nie widziało i nie widzi bo ciemność, a czołówki oślepiają. Można tylko bazować na barwie głosu i tym co ktoś mówi.

Ciemność.. ciemność 🙂

Kryzys w 40 kilometrze maratonu

Stopy i kolana jęczały.. rany, ale one jęczały… pewnie wystraszyły swoimi jękami wszystkie łosie. Nie dało rady iść już w tempie maratonki, zostało tempo ślimacze – oby do mety.

W 40 km poczułam ze za chwilkę padnę bez sił na trasie. Jeszcze chwilkę wcześniej obiecywałam sobie że zjem i wypije coś jak dojdę do punktu kontrolnego. Ale punktu kontrolnego jak nie było, tak nie było.. Wiec, co było robić, posiłek na mokrej trawie. Czułam, że batonik i kanapka przywracają mnie do żywych i woda.. woda była też moim ocaleniem. tyle,że martwiło mnie to, ze jej mam coraz mniej. Pocieszałam się, że w punkcie kontrolnym uzupełnię zapas. Tylko gdzie on jest?
Fajnie było wyłączyć czołówkę i posiedzieć na skaju drogi w ciemności. Tak zupełnie inne doznanie.

Gdzieś w 46 km poszliśmy z miłym głosem totalnie na manowce i trzeba było kawał się wracać. Kusiło trochę, by ściąć kawałek trasy, ale… co jeśli tam jest punkt kontrolny? (WODA! pieczątka!) głupio tak pominąć punkt pod koniec trasy. Wiec, ja się wróciłam, a miły głos zaczął słuchać dźwięków puszczy i nagrywać sowy.

Ostatnie 2 km to jakiś koszmar. Przypomniało mi się ze w górach też dosięga mnie kryzys ostatnich 2 km. I to nie zależnie od długości trasy. Moje stopy mówiły „nawet nie waż się pomylić nawet na 100 metrów”. Wiec, widząc za sobą jakiś światełka, zwolniłam. Poczekałam na to by były w zasięgu głosu i pytałam, 'a teraz w lewo czy prawo”. Dziękuję im za wyrozumiałość i wsparcie. Pojawiły się różne światła na trasie, ale wynikało to tym razem z tego, że inni robili inne wersje maratonu i nie zawsze kierowanie się „w kierunku światła” było by dobrym pomysłem.. przez przypadek mogłabym zaliczyć 100 km (o ile nie padałabym po drodze).

Ostatni kawałek maratonu do trasa z puszczy do Tułowic. Ciężka sprawa bo trasa prowadziła asfaltem. Po drodze jeździły autka.. wiec, co jakiś czas one mnie, albo i ja ich oślepiałam czołówką. Wiec, trudniej było iść niż po puszczy.



I w końcu meta!


I to nawet zabawne. Bo dotarłam do mety. Pstryknęłam fotkę. i nigdzie nie widziałam żadnej komisji do której powinnam się zgłosić. Trochę aut. jacyś ludzie grilujący przy autach. A poza tym ciemność i pustki. Na szczęście, mnie tknęło i podeszłam do ludzi przy autach. I okazało się, że komisja obraduje całkiem spory kawałek dalej. Rany! głupia sprawa, dotrzeć do mety i nie zgłosić się do komisji. Wiec, po kilku długich chwilach nadrobiłam moja gafę. Ale za to popełniłam kolejną.

Do komisji się zgłosiłam. Pożartowaliśmy sobie, pouśmiechaliśmy się do siebie. Zostałam odhaczona. Zabrano mi kartę weryfikacyjną. I rzuciłam się na wodę.. jak wielbłąd wracający z pustyni. Nic nie było dla mnie ważniejszego.

A potem kanapka, termosik i rozmowa.. i nagle odkrycie. Wokół gromadzą się ludzie i dają jakieś pieniądze. I odkrycie! trzeba się zapisać i zapłacić za bilet na autokar do Izabelina. Gapa ze mnie!

Gdy podeszłam do komisji okazało się, że w autokarze są ostatnie miejsca, i jest więcej chętnych niż siedzeń w autokarze. Ale udało się. Bo ktoś zrezygnował.

Gdy poszłam do autokaru, usiałam w pierwszym rzędzie:-) i okazało się, że to świetny pomysł. bo… chętnych było za dużo, a siedzeń za mało:p I ktoś zapytał kierowcę, czy siedzenie na przodzie dla pilota jest wolne bo on tam by usiadł. Kierowca obruszył się i powiedział, że tam może tylko siedzieć osoba z uprawnieniami pilota lub przewodnika. Na to ja: jestem licencjonowanym przewodnikiem, mogę się przesiąść? Wiec, swoje miejsce zwolniłam i zasiadałam na miejscu pilota:) pierwszy raz na tym miejscu nie sięgnęłam po mikrofon. Aż dziwnie mi było.

Organizatorzy w ostatniej chwili wprowadzili zmianę. I wielkie im za to podziękowania się należą. Autokar zmienił trasę i zanim pojechał do Izabelina zatrzymał się w Truskawiu. Wiec, do auta miałam niecały kilometr do przejścia. Był to ciężki kawałek, bo mięśnie zastały się i każdy ruch mocno czułam.

Ale udało się. Może nie jakoś spektakularnie. Ale i tak jestem zadowolona i mam apetyt na więcej:)


Idziesz ze mną na nocny pieszy maraton w 2023?

Na wiosnę namawiałam znajomych by poszli ze mną. Był entuzjazm i zaciekawienie.. ale z każdym miesiącem, grupka zainteresowanych malała.. i gdy w końcu w sierpniu podesłałam link do zapisów. Nikt nie skorzystał. Bo kondycja, nie tak, bo inne plany, bo nie tym razem….
Nie to nie… trudno…
Początkowo marzyło mi się ruszyć na 75 km, ale sierpniowe zdrowotne perturbacje przerwały moje bieganie i plan było trzeba skorygować. Wiec, zaczęłam od 50km i to był dobry pomysł 🙂 bo mam trochę rzeczy do przemyślenia na 2023;-)

Kto idzie ze mną w przyszłym roku? Może TY?

Wędrówki i kawa to idealne połączenie, postawisz mi kawę?

Wnioski dla mnie na przyszłość dot. przygotowania do maratonu

Mam nadzieje, że zajrzę do tego postu zanim za rok ruszę na maraton 🙂 a może innym się przydadzą moje spostrzeżenia.

Ubrania.
Ubrałam się za ciepło i potem musiałam tachać te wszystkie cebulkowe bluzy. Prognoza pogody mówiła mi o 13 stopniach w nocy, i to mnie zmyliło. Zamiast dodatkowej bluzy powinnam wziąć folię nrc

Folia nrc
jest na wyposażeniu mojego „górskiego” plecaka.. i to był błąd, ze jej nie przełożyłam i tym razem jej nie zabrałam. Bo przydała by się po maratonie, gdy rozgrzane mięśnie zbyt szybko stygły.

Buty.
to moja porażka. W ostatnim momencie sprawdziłam pogodę i wyszło, że w nocy będzie padać. I zamiast w rozdeptanych trailach poszłam w innych butach „wodoodpornych”. Owszem buty były już rozchodzone, ale to nie to… W stopki było stanowczo za ciepło. Wynik jest taki ze dzisiaj zajmuje się małą chirurgią i dzielnie operuje skalpelem:p. Czy triale byłby by lepsze? nie wiem:) jak to się mówi „tyle się wiemy, na ile nas sprawdzono”;-)
na pewno nie są wodoodporne I nie wiem jak by sobie dały radę na tych piaszczystych kawałkach trasy.. Ale tu może po prostu wystarczyło by się zatrzymać, i je wytrzepać.
Ludzie szli w różnych butkach. Ale moje stopki mają swoje wymagania. Tym razem, je zawiodłam. trzeba przemyśleć sprawę.

Skarpetki na zmianę.
To był dobry pomysł i muszę o nich pamiętać za rok.

Picie
Picia mi zabrakło. Dobrze ze w punkcie kontrolnym wlałam do swojej butelki wodę z ogólnodostępnego baniaka (Fajnie ze nie nastawiali butelek z wodą, tylko przywieźli baniaki – mniej śmieci). Ale te 2,5 litra wody to za mało dla mnie. Dzisiaj czuje się jak wyschnięta gąbka. Pije i pije.. i ciągle sucha:p
W takich momentach zazdroszczę ludziom ze starczyła im mała butelka wody na całą trasę. Jak oni to robią?
i za rok: zamiast termosu z herbatą – butelka z wodą. Zajmuje tyle samo miejsca, a picia więcej;-)

Jedzenie.
Kanapki i batoników miałam w sam raz. Nawet się nimi podzieliłam:-) Na zdrowie!

Czołówka.
Czołówka spisała się świetnie. Ale należało w domu założyć nowe baterie, a nie na trasie je zmieniać. Ale posiadanie zapasowych baterii to jest to!

Trasa
dobrze byłby żebym trasy jednak nauczyła się na pamięć. A nie lajtowo i improwizacyjnie podeszła do tematu jak w tym roku.
W tym roku było tak:
a) trochę znam puszcze i chodziłam tymi trasami. Wiec, w tym roku owszem mapę wzięłam, zaznaczyłam sobie jak przebiega trasa, uznałam że ok, wiem gdzie mam iść. Byłam tam przecież kiedyś.
b) przecież idą inni 🙂
c) pewnie trasa będzie oznaczona.


A tak było:

Ad a) Nocnej puszczy nie znam i basta! I ciężko wypatrywać i znaków które by sugerowałby ze mam gdzieś skręcić i patrzeć pod nogi.

ad b) ludzie – o ile na początku wyszliśmy w grupie do z czasem ludzie się rozpierzchli i znikli… i w nocy po oddaleniu się o jakieś 30 metrów w lekkiej mgle, najzwyczajniej nie widać światełek innych. Ani tych z przodu, ani tych z tyłu. ciemność widzę… ciemność!

ad c) Gucio! trasa nie jest oznaczona. Cóż to za naiwność 🙂

W 2021 kręciłam sobie pętelki, w ramach postanowienia Noworocznego: przejść wszystkie szlaki „pętelki” w Puszczy Kampinoskiej.
Fajny pomysł, mnóstwo frajdy. A potem już były tylko powroty na szlaki

Dziękuję.

  • organizatorom za możliwość przeżycia tej przygody
  • organizatorom za zmianę trasy:) i przejazd autokaru powrotnego przez Truskaw
  • maratonce – za nadawanie tempa przez pierwsze 30 km i miłą pogawędkę
  • miłemu głosowi – ze podładował mi baterie rozmową, gdy przechodziłam kryzys 40 km.
  • innym osobom, za fajne rozmowy i wytyczanie trasy 🙂
  • kolanom i stopom że mimo jęków – dostarczyły mnie do mety:) a potem do auta:p i na 4te piętro (bez windy)

Czyli, pierwsze koty za płoty:) Do zobaczenia na mecie za rok! Dołączysz do mnie?

Informacje na temat maratonu

Pełniejsze informacje, w tym regulamin, dot. tego rocznego maraton znajdziesz tu: https://pttk.com.pl/maraton/

Wędrówki i kawa to idealne połączenie, postawisz mi kawę?