RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
BieszczadyBieszczady - szlakiDiadem Polskich GórGóryKorona BieszczadKorona Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich:PodkarpackiePodróżeTysieczniki Bieszczadow

Jawornik (1021) – Rabia Skala (1199) – Czerteź (1072) – Hrubki (1186) Kamienna (1201) – Krzemieniec /Kremenaros (1221) – Wielka Rawka (1304) – Mała Rawka (1272)

Moja trasa: Wetlina – Jawornik / Sękowa (1021) – Paprotnia (1198) – Rabia Skala (1199) – Czoło (1159) – Czerteź (1072) – Hrubki (1186) – Kamienna (1201) – Krzemieniec/Kremenaros (1221) – Wielka Rawka (1304) – Mała Rawka (1272) – Dział – Wetlina
Długość trasy: 30,3km
Planowany czas przejścia: 10,15 0h
GOT: 43
Korona Bieszczadów: Paprotnia (1198), Rabia Skala (1199), Kamienna (1201), Krzemieniec/Kremenaros (1221), Wielka Rawka (1304),Mała Rawka (1272)
Tysięczniki Bieszczadów: Paprotnia (1198) – Rabia Skala (1199) – Czoło (1159) – Czerteź (1072) – Hrubki (1186) – Kamienna (1201) – Krzemieniec /Kremenaros (1221) – Wielka Rawka (1304) – Mała Rawka (1272)
Diadem Polskich Gór: Wielka Rawka (1304)
Korona Najwybitniejszych Szczytów Gór Polskich: Paprotnia (1198)
Link do mapy https://mapa-turystyczna.pl/route/3equx

Jeden z ciekawszych granicznych szlaków, pełnych tysiączników, Lubię szlaki graniczne, bo nie są zbyt popularne, i nawet w sezonie turystycznym, można mieć go tylko dla sobie, jest cisza spokój. A jeśli spotyka się ludzi, to najczęściej można fajnie pogadać, bo to ludzie gór.
Szlaki graniczne mają też właściwość, że jest jedno większe podejście na początku, a potem już są niewielkie zejścia i podejścia. Wiec, tylko początek jest wymagający. Za to potem są piękne widoki i w lipcu całe polany jagód. I jeszcze można się cieszyć widokiem najpiękniejszego kwiatka; lili złotogłowy. W upalnie dni, jest też gdzie odpocząć od słońca. Jedynym słowem: Polecam!

Wędrówkę rozpoczęłam od pozostawienia auta na parkingu przy Straży Pożarnej. Gdy ja zaczynałam wejście, ulice były puste, i zerowa możliwość przedostania się z punktu A do punktu B. Zresztą wiedząc, że będę wracać późno, wolę mieć samochód w miarę blisko punktu zejścia. Po zaparkowaniu autka, niespodzianka: trasę mi 'zagrodził’ padalec. Pomyślałam, że ładnie się zaczyna. Zwierzyna mi wychodzi na dzień dobry.

Wejście na szlak zaczyna się w miarę łagodnie, by potem przejść w bardziej wymagający szlak. Ale odnoszę wrażenie, ze jest on łagodniejszy niż parę lat temu, gdy szłam wąwozem i był on świeżo poprawkach. Wtedy schodziłam i schodziłam bez kijków, oj namęczyłam się wtedy ostro. Ale teraz owszem poczułam, że nie idę po płaski terenie, ale dla mnie katastrofy nie było. W ciągu około 2,8 km trzeba wejść około 400 metrów do góry. Trzeba się tu przygotować, że płaskie wejście to to nie jest. Ale przecież nie trzeba się spieszyć, to nie jest bieg OTT Rzeźniaka (Ofiar Terroru Trenera Rzeźnika).

Po drodze mija się 4 krzyże. Próbowałam kiedyś znaleźć wyjaśnienie, kto i dlaczego postawił tu aż 4 krzyże. Nadal nie wiem. Jeśli wiesz podziel się ze mną swoją wiedzą, proszę.

Do samego Jawornika jest cały czas pod górkę, Sam szczyt Jawornika znajduje się w lesie. I można do niego dość dwoma szlakami: Zielonym lub Żółtym. Zótły szlak wybrałam sobie na kolejne dni, gdy wędrowałam trasą: z Wetliny, Stare Sioło – przez Jawornik / Sękowa (1021) – Paprotnia (1198) – Rabia Skala (1199) – Dziurkowiec / Durkovec (1189) – Płasza /Plasa (1163) – Kurników Beskid (1037) – Fereczata (1102) – Okraglik / Kruhliak (1101) – Jasło (1153) – Szczawik (1098) – Małe Jasło (1102) – Worwosoka (1024) – aż do Cisnej. Również bardzo fajny szlak graniczny, i go również polecam. To czy na Jawornik wchodzę żółtym czy zielonym szlakiem, zależy od tego gdzie chcę zejść – patrzę by było jak najbliżej do auta. Na busy nie ma co liczyć, a czy wieczorem szybko uda mi się złapać stopa ? wole mieć autko gdzieś bliżej.

Wokół słupka, jest sporo płaskiego miejsca na wypoczynek lub śniadanie. Ale dla mnie tym razem, za wcześnie na drugie śniadanko, nie czuję się też zmęczona. Wiec, łagodnie opadającą w dół ścieżką udałam się dalej. Ścieżka zresztą zaraz zacznie się piąć do góry i trzeba będzie w 2 km pokonać różnicę z 900 m na 1174 m. A potem znowu male zejście, i znów małe wejście do góry. I tak już potem przez cały szlak graniczny.

Stopniowo szlak opuszcza las, i od czasu do czasu przechodzi się przez aromatyczne polanki, na których brzęczą intensywnie owady zbierające miód. Praca wre. Na szczęście są tak zajęte, że mnie ignorują. Po drodze mijam strzałki z trasami biegowymi, oraz najdziwniej poformowane drzewa.

Przed wejściem na szczyt Rabiej Skały, trzeba przejść ponownie przez las. I tu bardzo mnie rozbawiła tablica 'Granica Państwa” bo pokazuje strzałkami i dla trekkingowców i dla biegaczy, którędy należy ewakuować się z Polski. Takie skojarzenie. Są trudne czasy. A tu tabliczka ze strzałkami, a w tle „światło”;-)

Na szczycie Rabiej Skały jest kilka ławeczek, wiec czas na przerwę, tym bardziej, że jest co pooglądać. Za pleckami lasi leszczynę, a przed sobą mam piękne widoki.Idealne miejsce na drugie śniadanie.

Za Rabią Skałą – głownie zejścia, ale z drobnymi 2 podejściami. Fajnie się idzie tym szlakiem granicznym.

Andrzej Potocki w swych bieszczadzkich opowieściach, wspomina, że na tydzień przez Zielonym Świątkami,w Bieszczadach pojawiały się rusałki. Przychodziły one ze strony Węgier, nad Paprotnią.
Na Paprotni zawsze czekały na nie Czady – czyli dobre duchy. Czady na powitanie rusałek przygotowywały odpowiedni trunek z suszonych jagód i miodu. Beczka z napojem była tak wielka, że 4 chłopów nie dało by rady jej objąć. Co po takiej ilości trunku się działo, możemy sobie wyobrażić. Ale do zabaw nie były dopuszczane Biesy (złe duchy gór), i były zazdrosne o te rusałkowo-biesowe swawole.
Same Biesy spotykały się na Kremenarosie, i tam postanowiły, przyrządzić wywar z jagód wilczego łyka, korzeni nadrahuli, kwiatków arniki i siarczystych przekleństw oraz kilku łyżek dziegciu. Biesy nie zamierzały tego pić, one chciały wlać do beczki ze słodkim i rozweselającym naparem przygotowanym przez Czady.
Tego niecnego zadania podjął się Bies Czerenin – I gdy już był blisko Paprotni, zapiał kogut w Moczarnem wraz z pierwszym promieniem słońca i wtedy Czerenin stracił moc. Wypadł mu ciężkawy dzban i napar się rozbryzgnął po okolicy. Gdzie spadł? Oj, to łatwo poznać, wystarczy, że wędrując szlakiem granicznym przyjżycie się kamieniom, Tam gdzie skała do dzisiaj ma inny kolor, tam spadły krople trującego naparu. A Bojkowie, górę nazwali rjabia skala – czyli pstra skała, góra.

Tak wiec, wędruje tymi śladami Biesów, Czadów i Rusałek wzdłuż granicy.I za każdym razem się powtarza ta sama historia:-) Słowacy pytają gdzie jest punkt widokowy. Oni maja swój cel, ja swój. A Punkt widokowy jest i do tego ładnie opisane są szczyty które widać czy ładnej pogodzie.

Po drodze mija się wiatę (schron) po stronie Słowackiej. Można w nim się przespać za darmo. Jest tam sporo miejsca, i schron jest dwupoziomowy, wiec mieści wyjątkowo dużo osób. Jeśli jesteście zainteresowani spaniem w wiatach – zajrzyjcie na serwis: wiating.eu. tam są opisane wiatki w detalach.

Mija się też kontener – chyba wojska słowackiego. Ale do niego nie podchodzę.

I jeszcze stary sowiecki, z czerwoną gwiazdą grób – co przypomina o naszej trudnej historii.

Potem już trasa prowadzi pięknie do trójstyku, czyli Kremenaros, gdzie jest sporo ławeczek i znowu można zrobić przerwę. Tym bardziej, że po słowackiej stronie jest źródło, i można się napić chłodnej wody (aczkolwiek z wkładką mięsną – jak się nie uważa). Sam trójstyk – Krzemeniec przyciąga ludzi. Ludzie specjalnie dochodzą do niego i z niego wracają tym samym szlakiem. Bo w końcu punkt styku 3 granic jest atrakcyjny. Można jednocześnie być w trzech krajach;-) I od niego zaczęło się moje kolekcjonowanie trójstyków.

Z trójstyku szlak prowadzi na Wielką Rawkę. Najpierw się schodzi w dół, po to by wejść na górę, teraz jest wytyczony nowy szlak, równoległy do dotychczasowego, oddalony o parę metrów od słupków granicznych. Ostatni słupek z numerkiem 13 jaki widzę, jest już przy samym podejściu na Wielką Rawkę, skąd rozpościera się piękny widok na Połoniny oraz Tarnicę etc.. można stać i napawać się widokiem. Z Wielkiej Rawki na Mała Rawkę, szlak prowadzi w większości grzbietem, wiec można iść i podziwiać. Po drodze przechodzi się obok słupek triangulacyjny. Po tym słupku widać ciężkie czasy – słupek jest po przejściach. A nowe przyniosły ze sobą kłódki z zapewnieniem wielkiej i nieprzemijającej miłości.


Na Przełęczy między Rawkami – jest lasek i już tu pojawiają się udogodnienia dla turystów, Chodniczek jak się patrzy. Co mówi mi o tym, że za kilka lat, już będzie chodnik między Rawkami, nie ma ten tego;-) początki już są. Jak dobrze, że przeszłam wszystkie te szlaki zanim się pojawiły takie rzeczy. Rozumiem, że trzeba przyrodę bronić przed masową turystką, ale czy nie ma innych rozwiązań?

Z Małej Rawki tym razem nie schodzę na naleśnika do Schroniska pod Małą Rawką, tym razem wybieram szlak, który odkryłam ponownie rok temu. Piękny i leniwy szlak „działem”. Po drodze mam mnóstwo jagód, piękne widoki. I tak niespodziewanie, wkracza się w las i po chwili kończy się szlak, tym bardziej, że ostatni kawałej jest taki bardziej stromy, niż wcześniej… Schodzę do Wetliny, ale do auta jeszcze kawałek… ale co to już teraz. 🙂

W drodze powrotnej do namiotu widzę dwa znaki: oznaczenie, że jestem na terenie Parku i że mam zwolnić Rysie.

Przydatne informacje:

  • auto można zostawić w Wetlinie (jest kilka parkingów, wszystkie płatne)
  • trasa przebiega szlakami przez Bieszczadzki Park Narodowy
    • obowiązuje zakup biletów. Bilety możesz kupić online.
    • jest zakaz wprowadzania psów