RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
BieszczadyBieszczady - szlakiPodkarpackiePodróżeTysieczniki Bieszczadow

Bieszczady: Berdo (1041), Zwornik (1072), Hyrlata (1103), Rosocha (1084)

Moja trasa: Żubracze – Berdo (1041) – Zwornik (1072) – Hyrlata (1103) – Rosocha (1084) – Roztoki Górne (682)
GOT: 17
Tysięczniki Bieszczadów: Berdo (1041), Zwornik (1072), Hyrlata (1103), Rosocha (1084)
Korona Bieszczadów: n/d
Dystans: 10.8 km
Szacowany czas: 3:56 h
link do trasy: https://mapa-turystyczna.pl/route/60px

Gdyby nie projekt Tysięczniki Bieszczady bym tych szczytów i tego szlaku nie odkryła. Ot, winna jest temu moja archeo-mapa, gdy ona była drukowana, nie było tego szlaku (tak jak szlaku z Wołosań-Żubracze), a ja nie śledzę, nie sprawdzam czy coś nowego powstało. Wiec, czy warto brać udział w jakis projektach szlakowych? TAK – bo odkrywa się nowe miejsca, szlaki, lub trafia się na góry, które się z różnych powodów omijało dotychczas jak u mnie z Chryszczatą oraz Dwernik Kamień. tak tak wiem, ten szlak jest w aplikacji, ale ja głownie z niej korzystam by tutaj pokazać trasę, lub podesłać znajomym 😉 , ale do planowania tras, ciągle używam tradycyjnej mapy – tak lubię. I taka ciekawostka w aplikacji trasa ma kolor niebieski, a oznaczenie na szlaku jest – zielone. Pan z LP wspominał, mi o tym, że ten szlak został przemalowany jakiś czas temu.

Kolory szlaków mają znaczenie, więc dla przypomnienia:

  • czerwony – szlak główny, najważniejszy na danym terenie. Takie oznaczenie ma np. Główny Szlak Beskidzki.
  • niebieski – drugi w kolejności ważności w okolicy, zwykle długi szlak.
  • zielony – trasa widokowa lub prowadząca do charakterystycznych punktów.
  • żółty – szlak łącznikowy, czasami dojściowy
  • czarny – najkrótszy szlak, szlak dojściowy do szlaku ważniejszego. W ubiegłym roku, trochę pochodziłam takimi szlakami, a nawet bardziej je poprzecierałam, bo były bardzo zarośnięte.

    Jak widać, kolory nie oznaczają trudności szlaków.

Ta trasa ma oznaczenie zielone. Troszkę widoków jest … ale nie jest to Halicz z zapierającym widokiem na Tarnicę i Bukowe Berdo. Nie mniej pięknie jest. A co z charakterystycznymi punktami? No, to sprawa dyskusyjna. Ale tak czy inaczej, przyjemna trasa. Można poczuć, ze jest się w górach i nie chodzi się po Puszczy Kampinoskiej. Z pewnością, ta trasa nie powinna mieć niebieskiego oznaczenia.

Ten szlak, był drugą trasą tego dnia, bo tak za króciutka dla mnie, a poza tym auteczko na mnie czekało w Roztokach Górnych, na granicy ze Słowacją. Tak przynajmniej miałam nadzieję, że tam czeka;-) W Roztokach Górnych przy wieży widokowej jest miejsce do zaparkowania 2-4 aut – w zależności od uprzejmości i umiejętności parkowania, po stronie słowackiej jest też wiatka w której/przy której można przenocować (ale trzeba troszkę wejść na teren sąsiadów Słowaków).

Ale wróćmy na początek trasy….

Na trasę elegancko zajechałam autem, bo na koniec poprzedniej trasy, zabrał mnie na stopa, uprzejmy pracownik Lasów Państwowych. Trochę mi poopowiadał o swojej pracy i o strasznych kleszczach, które powodują, że on po skończonej pracy….rozbiera się przed domem, i nie wnosi do domu swojego służbowego wdzianka, bo jak chodzi wśród leszczowych młodniakach to zwykle na ubraniu znajduje od 5 do 10- tych czarnych robaczków…. brrr.. na szczęście żaden z tych robaczków nie chciał się ze mną zaprzyjaźniać, chociaż w czasie przejść przez niektóre szlaki musiałam się przeciskać przez zarośnięte fragmenty.

Trasa, po zejściu z szutrówki, zaczyna się dość ostro w górę, zero ulgi z powodu upałów, które mnie tego dnia mi towarzyszyły, po prostu ukrop z nieba, ponad 30 stopni. Wiec, rozgrzewka całkiem niezła. Trasa mała uczęszczana, przed mną chyba tylko jakiś jeździec na koniu ją pokonywał w ciągu ostatniego tygodnia – brak innych śladów. I zresztą przez te 10 km nie spotkałam innych wędrowców. No tak, wszyscy w taki upał chłodzą się chociażby przy Sinych Wirach. Ale, ja najpierw chce zrealizować swój projekt Tysięczników, a potem leniuchować;) poza tym, czy wiadomo jaka pogoda będzie za kilka dni?;-) trzeba korzystać…zanim rozleje się mleko (co zresztą nastąpiło i na Połoninie Wetlińskiej widziałam wokół siebie – biel).

Trasa prowadzi przez las, ale zdarzają się małe przerwy w zieloności i można popodziwiać panoramę. Na taki upał, trasa w lesie jest idealna:-) Drzewa na trasie przybierają różne formy, można się pobawić w szukanie smoków i innych takich. Są też takie momenty, gdy trzeba trochę uwagi by nie zboczyć ze szlaku, bo nie ma traw w której wytyczona jest ścieżka, trasa prowadzi pomiędzy drzewami liściastymi, na ziemi leżą resztki suchych liści, a w związku z tym, że szlak nie jest zbyt licznie odwiedzany, to nie wiadomo czasami którędy. Ale to tylko krótkie chwile i powoduje że trasa przez to jest ciekawsza dla mnie.

Na trasie oznaczenie poszczególnych szczytów, odbiega od normy. Raczej są to oznaczenia dla biegaczy, którzy korzystają z tej trasy. Oj, po uśmiechałam się pod nosem, na wspomnienie Słowaka, który mi tłumaczył, że to oznaczenie w którą stronę należy uciekać przed niedźwiedziami. Swoją drogą, jestem ciekawa, czy to że ten szlak jest tak mało uczęszczany, powoduje, że niedźwiedzie dobrze się tu czują i gdzieś za krzaków patrzyły na mnie jak na intruza?

Po zdobyciu Rosochy – praktycznie koniec wspinania, i zaczyna się prawie płaska trasa. I to jest też ten moment, od kiedy można zacząć spodziewać się widoków . Na szczycie czeka nawet ławeczka – postawiona z okazji „50 lat SKPB Rzeszów”. To jedyne udogodnienie dla turystów na trasie. Podoba mi się to.

Na trasie też jest trochę jagód, wiec, znowu mały miso się we mnie obudził, tym bardziej, że tego dnia nie musiałam się już spieszyć nigdzie. A z nieba niedochodziły żadne niepokojące pomruki. Wiec, całe królestwo jagód – dla mnie 🙂 i jeszcze na dodatek najpiękniejszy kwiat – Lilia Złotogłów na mnie czekała na szlaku.

Koniec trasy, jest dość łagodne, bo w końcu schodziłam tylko do Roztoki Górnej, która jest na wysokości 682 – wiec do zejścia jest około 400 metrów w dół..cóż, to jest:) tym bardziej, że zejście nie jest wymagające…wiec z górki, na pazurki, i potem trochę podejścia.

Przy zejściu jest dość ciekawe drzewo, puste w środku i z piękną koroną, a potem trasa prowadzi wąwozem. A po jakimś czasie, najmilsze to co może być na koniec szlaku – strumienie. Lubię takie zakończenie, butki w krzaki, i można sobie pobrodzić i poobserwować życie jakie się toczy w wodzie. A toczy się.. są kijanki, rybki, patyczaki. W pewnym momencie zauważyłam na błotku jakiś wielki ślad odciśnięty. Czy to ślady niedźwiedzia? myślałam ze w domu, jak wyostrzę zdjęcie, będzie coś widać, ale na zdjęciu jest tylko błotko z jakimś wgłębieniem. Tak, czy inaczej, to spostrzeżenie spowodowało, ze się zebrałam.. by po chwili trawić nad kolejny strumień i znowu powtórzyć proceder z butami. Taka słabość. Po wyjściu z lasu, trasa prowadzi kawałek asfaltową drogą i przez mostek, hyc, hyc.. i już jest taras widokowy na granicy ze Słowakami.

w między czasie, trafiłam na kwiatek, którego nie widziałam wcześniej. Niestety nie wiem, jak się on nazywa. Próbowałam odpytać wujka Google – ale pokazuje mi różne podobne kwiatki, ale nie znalazłam takiego jak ten na zdjęciu. Nie mam go też w mojej księżeczce „Przyroda Bieszczadzkiego Parku Narodowego”. Szkoda, bo kwiatek bardzo ciekawy.

Cudny, dzień. Piękna pogoda, nowy (i do tego na wyłączność) szlak, nowe tysięczniki, jagody i Lilia Złotogłow. Czego chcieć więcej? 😉 Polecam:) bardzo przyjemna trasa. A może już tą trasę znasz?