RADOŚĆ PODRÓŻOWANIA

Wioletta w podróży
Beskid ŻywieckiGóry

Beskid Żywiecki – Mała Babia Góra (1517)

Ten dzień był zaplanowany inaczej. Ale w związku z tym, że wczoraj udało się całkiem fajny kawałek trasy przejść, i zrealizować plan odwiedzin na Hali Rysiance – plan uległ zmianie. Poza tym, w drodze powrotnej czekała na mnie kawa i obiad w doborowym towarzystwie (bardzo dziękuję!). Więc, trasę obiecywałam sobie krótką, szybką i piękną. I tak się prawie stało, chociaż trasa zajęła mi więcej niż planowałam… ale trasa była pięknie była zaśnieżona, co spowolniało wędrówkę i jeszcze te widoki! W pewnym momencie, obiecywałam sobie, żadnych więcej zdjęć… ale za kolejnym zakrętem było coś co mnie znowu zatrzymywało;-) Ahoj, przygodo…

Moja trasa: Zawoja, Czatoża – Kolista Polana – Schronisko PTTK Markowe Szczawiny – Przełęcz Brona – Mała Babia Góra – Żywieckie Rozstaje – Fickowe Rozstaje – Gruba Jodła – Pod Baranim Groniem – Zawoja, Czatoża

W Czatoży czekał na mnie malutki pusty parking, w drodze powrotnej, okazało się ze dalej był jeszcze jeden. Niezbyt duży, ale 8 maja 2022 nie było gęsto od aut. Ale fakt, pogoda mogła odstraszyć wędrowców. Była nieco kapryśna. Bo znowu poranek zaczął się od mżawki. A ja nie mogłam poczekać aż się rozchmurzy i pojawi się słonko.


W momencie, gdy przygotowałam się do opuszczenia parkingu, czyli zmieniałam buty, zakładałam stuptuty, i cała moja uwaga była temu poświęcona. Nagle, zupełnie niespodziewanie usłyszałam przy twarzy warknięcio-szczeknięcie… Prawie zawał serca. Zwłaszcza w moim przypadku, bo obawiam się psów. I ostatnio nawet z kimś odbyłam rozmowę, czy ja się nie boje tak wędrować takimi pustymi szlakami, bez ludzi, a za to pełnych śladów zwierząt. DZIKICH ZWIERZĄT. No nie… strach pojawia się, gdy schodzę do różnych miejscowości, i wszelkiej maści psiaki wyskakują na moje powitanie… Obawiam się tych powitań. Na szczęście, tym razem psiak reagował na hasło „do budy”.

Trasa zaczyna się dłuższym przejściem przez wioskę i przez łąki/pola. Potem trasa poprowadziła do Zawój-Markowa. Można trasę zacząć z tego miejsca. Na wędrowców czeka duży parking. Jest też budka w którym należy kupić bilet do Babiogórskiego Parku Narodowego oraz podbić książeczkę, jeśli zbiera się stempelki.

Przy budce mija mnie grupka młodych kobiet, uprawiających traul. Ich cel to Babia Góra. Podziwiam i zazdroszczę kondycji.

A potem już przez dłuższy czas droga była szeroka niczym autostrada. Taka ucywilizowana i nudna, ale towarzyszą nam różne ławeczki z różnymi ciekawymi informacjami. Ale… jest też miła wiadomość:) wzdłuż ścieżki wije się pięknie górski potok, z pięknymi kaskadami. Taki uroczy zwalniacz w wędrówce, lubię patrzeć na kaskady wody.

Już po chwili, kończy się autostrada i zaczynają się schody. I to dosłownie. Kamienne schody. Osobiście na za nimi nie przeszkadzam, ale rozumiem, po co one są.

Kamienna droga prowadzi do hali, a potem ścieżka mnie prowadzi do Schronisko PTTK Markowe Szczawiny, które znam już w pierwszej swojej wizyty. Szybka herbatka (wrzątek dostępny w części piwnicznej), i komu w drogę temu czas;-)

Od schroniska do Przełączy Brana droga jest mniej przyjemna, trzeba było wyciągnąć raczki. Bezpieczniej i szybciej się idzie po takiej trasie. Po drodze mijam rodzinkę, dwója dzieciaczków – myślę, że 4 i 5 latek – z rodzicami. Dzieciaczki i rodzice ześlizgiwali się i zsuwali w dół, ale parcie by zdobyć szczyt, było ważniejsze niż to że dzieciaki ryczały i było dla nich mało bezpiecznie.

Na Przełęczy Brony nie było śniegu, za to był piękny widok na Babią Górę (i ten widok po chwilce został przesłonięty przez mleko), oraz na Mała Babią Górę.
Na przełęczy jest trasik czekający na strudzonych wędrowców, niestety pod tabliczkami z prośbą o nieśmiecenie – sporo śmieci w tym skórek od bananów. Zupełnie nie jest to dla mnie zrozumiałe. Po prostu brak słów.

Poprzednio (3 maja) szłam stąd Babią Górę, tym razem skręcam w drugą stronę i idę w kierunku Małej Babiej Góry. Już od samego początku trasa jest zaśnieżona. Po chwili znowu brodzę w śniegu. Ale ważne, że nie pada i są piękne widoki.

Na zdjęciach nie widać tego że co któryś krok zapadam się po kolana. Męcząca jest taka wędrówka i niebezpieczna.

Po drodze z Małej Babiej Góry spotkałam kilka osób idącą w przeciwną stronę. Dziwne uczucie, gdy szlak się po tylu dniach dzieli z innymi osobami. Ale na dzień dobry/cześć nie odpowiadają. Mi jest lekko schodzić, raczków już nie zdejmuje, nawet w śniegu. I tak dochodzę do kolejnego rozstaju dróg. I nagle jak nożem odciął.

Wcześniej zima, teraz piękna wiosna. Po chwili trafiam na polankę na której kwitną krokusy, i co jakiś czas na piękne dywany z konwalii. Pewnie za tydzień, dwa zakwitną. Ale tu będzie pięknie.

Wspaniała trasa.

Poza cudownymi zielonymi dywanami z konwalii towarzyszą mi potoki górskie ze ślicznymi kaskadami. Najchętniej bym przy każdej się zatrzymywała i robiła zdjęcia, podziwiała.. ale nie mam znowu czasu. W końcu umówiłam się na kawę.

Po drodze, zmieniam znowu trasę (taka moja nowa tradycja) by zobaczyć miejsce oznaczone jako Gruba Jodła.

Jodła miała ponad 600 lat, jej obwód wynosił 6,76 m i miała wysokość 55-65 metrów. Niestety potem umarła. W XIX trafił w nią piorun, potem zaczęła próchnieć, a na końcu, pasterze w pniaku pasterze rozpalili ognisko. W 1960 roku postanowiono odlać pniak jodły w betonie. Łatwiej sobie wyobrazić jak ogromne to było drzewo.

Po drodze mijam jakiegoś wędrowca idącego dziarskim krokiem. W zwiazku z tym, ze tego dnia, wędrowałam bez poroża i plecaka z wszystkimi rzeczami, wędrowałam na lekko, a szlak był taki – że postanowiłam sobie prawie zbiec z górki (z przerwą na zdjęcia), taki erzac trailu. Fajnie tak szybko się przemieszczać. Chociaż następnego dnia, moje kolano uważa inaczej…oj tam, poboli i przestanie;-) ale frajdę miałam dużą.

Przydatne informacje: